Na wstępie chciałabym napisać kilka słów o oprawie graficznej tej książki. Według mnie jest ona dość kiczowata i w ogóle mi się nie podoba. To mieszanie czcionek i napis znajdujący się w nawiasie, informujący o przynależności książki do serii "Życiowi bohaterowie"... Swoją drogą, "Życiowi bohaterowie"? Serio? Nie można było wymyślić czegoś mniej tandetnego? Druga sprawa, opis książki zajmujący całą tylną część okładki.. Na grzbiecie znów to mieszanie czcionek, nawiasy... Według mnie za dużo, za chaotycznie, niepotrzebnie. Zazwyczaj nie skupiam się na tego typu rzeczach, ale to tutaj, strasznie gryzie mnie w oczy..
Natomiast jeśli chodzi o fabułę... Gdy zaczęłam czytać tę książkę, to po kilkunastu stronach stwierdziłam o! to coś dla mnie! będzie super! Wiecie, czasami tak po prostu jest, to się czuje od pierwszych stron. Niestety, bywa też tak, że nasze super przeczucie nas zawodzi...
Książka z początku naprawdę mnie wciągnęła, polubiłam Granta i to w jaki sposób autorka posługuje się językiem. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron niemalże przefrunęłam. Niestety później, z każdą kolejną stroną tempo zwalniało i skończyło się na tym, że ostatecznie książkę męczyłam chyba z miesiąc, jeśli nie dłużej.
To co najbardziej mi nie pasowało i wydało mi się bardzo naciągane, to relacja Granta z Emmy i sposób w jaki została ona przedstawiona.
Z opisu książki dowiadujemy się, że owa para w dzieciństwie była ze sobą bardzo zżyta, ale jakaś straszna tragedia zakończyła ich znajomość. W książce dowiadujemy, że Grant i Emmy mieli wtedy po 6 lat, dowiadujemy się również co to była za tragedia, i że to przez Granta ich dziecięca przyjaźń się skończyła, bo zdradził dorosłym tajemnicę, którą wyjawiła mu przyjaciółka. Emmy wraz z rodziną wyprowadziła się z miasta i słuch o niej zaginął na 20 długich lat. Po tym czasie wraca, spotyka swojego dawnego przyjaciela i... no właśnie. Tu zaczyna się cały absurd tej książki.
Emma ma do niego żal, o to co wydarzyło się lata temu. W jej mniemaniu wyrządził jej ogromną krzywdę i sprawił, że do tej pory boi się komukolwiek zaufać, a w szczególności jemu. Nie chce z nim rozmawiać, unika go. Mimo to coś do niego czuje. Poważnie? Ja nawet nie pamiętam jak wyglądał mój przyjaciel z dzieciństwa, a oni pamiętają każdy szczegół, spotykają się po 20 latach i twierdzą, że przez cały ten czas o sobie nawzajem myśleli i są w sobie na zabój zakochani. Rozumiecie, zakochali się w wieku 6 lat i tak ta miłość w nich kiełkowała przez kolejne lata... No według mnie totalny absurd, czytałam i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę.
Według mnie autorka źle dobrała wiek bohaterów do stworzonej przez siebie historii. Albo po prostu źle tę historię stworzyła. Nieważne, czy zmieniła by trochę wiek dzieci, czy poprowadziła by akcję inaczej, książka na pewno by w moim odczuciu zyskała. A tak? Dla mnie totalnie absurdalna i nierzeczywista historia, w dodatku z niezbyt smacznym dodatkiem erotyki. Nie wiem jak Was ale mnie teksty typu:
"Stoimy w ciemności i z dłonią na jego maczudze kończę przedstawiać mu litanię zasad."
" (...) Nie, nie lubię. Lubię tylko twojego kutasa."
"Choć więc penis pragnie wsunąć się w jej ciepłą i wilgotną szparkę, bokserki zostają na swoim miejscu. No jasne, kuśkę rozsadza mi pragnienie wbicia się w nią, jądra palą żywym ogniem, ale wiem, że tu chodzi o mnie. Będę przeklinał swoją głupotę później, gdy wezmę wazelinę i sam sobie ulżę, ale tak właśnie teraz muszę postąpić. Czując na języku jej jakże uzależniający smak, składam pocałunki na wewnętrznej stronie jej ud, po czym zaczynam zataczać językiem koła wokół jej pępka. Wracam, centymetr po centymetrze wspinając się w górę. Za każdym razem, gdy członek ociera się o materac lub jej nogę, mam ochotę spuścić się jak szesnastolatek."
"Będę cię pieprzył. Dokładnie. Metodycznie. I miejmy nadzieję, że uda się robić to powoli..." totalnie nie jarają. Wręcz przeciwnie, odrzucają i wzbudzają zażenowanie. Bardzo lubię erotykę w książkach, ale tylko wtedy, gdy jest ona opisana ze smakiem. Naprawdę uważam, że o uprawianiu seksu można mówić ładniej niż "pieprzenie". Są autorzy, którzy te sceny opisują tak pięknie, z taką starannością, że niemal czujesz opisywane pieszczoty na swoim ciele. Tutaj niestety jedyne co czułam to zażenowanie.
Książka była podzielona na rozdziały, na przemian była opisywana perspektywa Granta i Emmerson. Granta mimo wszystko bardzo polubiłam, wydał mi się on naprawdę sympatycznym i wartościowym bohaterem, dlatego jego perspektywę było mi nieco łatwiej zrozumieć i przez nią przebrnąć. Natomiast Emmy zachowywała się naprawdę żałośnie, była strasznie denerwująca i jej rozdziały czytało się naprawdę dużo gorzej.
Naprawdę nie wiem skąd tyle pozytywnych ocen tej książki, skąd tyle zachwytów, bo według mnie była to naprawdę słaba pozycja. Niestety.
Także ja ostatecznie jestem na nie. Choć z początku książka mi się naprawdę podobała, to wydarzenia, które miały miejsce potem totalnie mi ją zepsuły.