Gdy Europejczyk słyszy o Bliskim Wschodzie, co pierwsze przychodzi na myśl? Islam, Koran, ramadan? A może przemoc wobec kobiet, terroryzm i święta wojna? Nie da się ukryć, że skojarzenia te w dużej mierze nacechowane są negatywnie, a przecież w każdej legendzie tkwi ziarenko prawdy. Ayad Akhtar w swojej debiutanckiej powieści, jaką jest „Amerykański Derwisz”, przybliża nam nieco kulturę i religię swojej ojczyzny – Pakistanu.
„Opowiem ci o derwiszu. Derwisz to ktoś, kto rezygnuje ze wszystkiego dla Allacha”.
Po nieudanym małżeństwie, młoda Pakistanka Mina przyjeżdża do Ameryki, gdzie zostaje przyjęta pod dach Muneer i Naveeda Shah’ów. Pobożna muzułmanka poznaje obcy kraj, pod każdym względem różniący się od jej ojczyzny. Na dodatek, za sprawą Naveeda, w domu Shah’ów zerwano ze światem, w którym króluje islam. Dlatego dopiero Mina odkrywa przed nastoletnim Hyatem, synem swoich przyjaciół, tajemnice Islamu. Ku niezadowoleniu ojca, zafascynowany chłopiec odtąd nie rozstaje się z Koranem, Święta Księga staje się dla niego jedyną prawdą i największą wartością. Niestety zaślepiony Hyat nie potrafi już rozróżnić, co jest dobre, a co złe, a źle rozumiane ajaty Koranu prowadzą do zguby jego najbliższych…
„Amerykański Derwisz” to poruszająca historia, odkrywająca przed czytelnikami tajemnice islamu i muzułmańskiej kultury na tle amerykańskiego życia. Autor posłużył się językiem prostym, zrozumiałym dla przeciętnego czytelnika, ale wzbogaconym arabskimi zwrotami, które ubarwiają powieść i pozwalają bliżej poznać przedstawiony w powieści świat. Interesujące są również przytoczone fragmenty Koranu, pozwalające lepiej zaznajomić się z muzułmańskimi tradycjami i poglądami. Jednak poza wątkiem religijnym nie zabrakło tutaj chwytających za serce momentów, a także typowych problemów z jakimi boryka się wiele rodzin.
„Amerykański Derwisz” to historia o dorastaniu, młodzieńczym buncie, odmiennej kulturze i religii. W moim odczuciu jest tu coś więcej. Na kartach powieści odnajdziemy bardzo ważną naukę, nie tylko o islamie i o muzułmańskich obyczajach. Przede wszystkim o tym, jak zgubny jest religijny fanatyzm i nie ma tu żadnego znaczenia to, w jakiego Boga wierzymy. Ta pozycja pokazała jak często religia nakłada ludziom klapki na oczy, a przecież bezmyślne wypełnianie „woli bożej” już nie jeden raz okazało się zgubne w skutkach. To właśnie w imię Boga zorganizowane zostały krucjaty, a muzułmański dżihad pozbawił życia wielu ludzi. Trzeba ogromnej inteligencji, aby wierzyć. Bo wiara to coś więcej niż czytanie Świętej Księgi i uczenie się jej na pamięć, tak jak robił to Hyat. To także, a może przede wszystkim, czynienie dobra, nie dla Boga, a dla bliźniego. Matka Teresa, Maksymilian Kolbe, Jan Paweł II i wielu innych świętych – żadne z nich nie musiało zabić, aby udowodnić, że Bóg jest obecny w ich sercach. Religia jest kwestią wyboru – nie można do niej nikogo zmusić, podobnie jak nie można komuś zabronić wierzyć. To tkwi w każdym z nas, a nie w Biblii, Torze czy Koranie. Święte Księgi to jedynie drogowskazy, które są bezużyteczne, jeśli nie wiemy dokąd zmierzamy.
Pozycję tę polecam przede wszystkim osobom zainteresowanym Bliskim Wschodem jak i tym, którzy chcą bliżej poznać zupełnie odmienną od naszej kulturę i religię. Uważam, że „Amerykański Derwisz” to niezwykle pouczająca lektura, która przybliża nam to, co często bywa zatuszowane przez media. Nie ulega wątpliwości, że był to doskonały debiut autora, który przecież pisał o własnej ojczyźnie, a więc wykazał się odwagą i dystansem do własnych tradycji.