H.P. Lovecraft, choć dziś coraz częściej krytykowany za swoje poglądy, wciąż pozostaje jednym z czołowych, legendarnych twórców grozy i inspiruje kolejne pokolenia pisarzy. Jedni przyznają się do tego wprost, inni starają się to ukryć. Sięgając po nowelę "Ballada o Czarnym Tomie" Victora LaValle, wiedziałem, że to będzie jawne odwołanie się do twórczości "Samotnika z Providence", że mam przed sobą horror lovecraftowski, jednocześnie stanowiący hołd i prztyczek w nos dla twórcy Wielkich Przedwiecznych. Powiem Wam, że i jedno, i drugie, całkiem zasłużone, ale zostawmy to, bo to nie tekst o Lovecrafcie, choć gość jeszcze do nas powróci.
Bohaterem tej, osadzonej w Nowym Jorku, w roku 1924, opowieści jest Charles Thomas Tester - czarnoskóry dwudziestolatek, który zarabia na życie naciągając frajerów. Właśnie jedzie do Queens, aby dopiąć kolejny szwindel - ma dostarczyć tajemniczą książkę pewnej starej czarownicy. Zdając sobie jednak sprawę z mocy woluminu, wyrywa ostatnią stronę, jednocześnie pozbawiając resztę książki jej magicznych właściwości. To wydarzenie pociągnie za sobą szereg innych i sprawi, że na naszych oczach Charles, przejdzie duchową przemianę, by stać się tytułowym Czarnym Tomem.
Zabierając się do tej książki nie miałem jakiś wielkich oczekiwań. O Autorze wiedziałem niewiele, jedynie to, że Wydawnictwo Mag wypuściło w tej samej serii co "Balladę o Czarnym Tomie", jeszcze jeden Jego tytuł. Zaczynałem więc przygodę z kolejnym autorem z czystą kartą, zupełnie neutralnie, bez uprzedzeń, ale i bez większego entuzjazmu. Ten pojawił się jednak zaskakująco szybko, bo już po pierwszych kilku/kilkunastu stronach. Mroczna atmosfera dawnego Nowego Jorku i jego zakazanych dzielnic, wszechobecni imigranci, rasizm i policyjna brutalność... To wszystko buduje niesamowity klimat Ameryki lat '20 XX wieku. Czasów Howarda Phillipsa Lovecrafta, który tak naprawdę był dzieckiem swoich czasów, czasów nie najlepszych, ale czy za sto lat ktoś tego samego nie powie o pierwszych dekadach XXI wieku?
Cień Lovecrafta jest cały czas obecny w "Balladzie o Czarnym Tomie". To nikogo nie powinno dziwić, wszak nowela Victora LaValle'a ma ścisły związek z opowiadaniem "Zgroza z Red Hook" z 1925 roku. To jest właściwie ta sama historia, ale opowiedziana na nowo i z innej perspektywy, a także utrzymana w zupełnie innym stylu. Moim zdaniem całość wyszła rewelacyjnie. To nie jest jedna z tych nieudanych prób podczepienia się pod popularnego pisarza. LaValle, opowiada nam wciągającą historię, w której śledzimy wewnętrzną przemianę głównego bohatera. Wątek psychologiczny tej noweli jest bardzo silny, a groza wyraźnie wyczuwalna i dawkowana z precyzją Waltera White'a, który w zdezelowanym kamperze, na kompletnym wypiździajewie, odziany jedynie w białe gacie, pichci pierwszorzędną metę. LaValle również przygotował coś wyjątkowego - rewelacyjną nowelę grozy, którą z przyjemnością się czyta. I aż szkoda, że ta historia tak szybko się kończy.
Na początku wspomniałem, że "Ballada o Czarnym Tomie" to jednocześnie hołd i prztyczek w nos Lovecrafta. LaValle nie kryje zafascynowania mitologią stworzoną przez pisarza, ale pozostaje krytyczny względem Jego rasistowskich ciągot. Victor LaValle oddziela jednak grubą kreską sacrum od profanum i "Balladą o Czarnym Tomie" zdaje się wykonywać niski ukłon w stronę twórczości Lovecrafta.
"Ballada o Czarnym Tomie" to nowela mądra i przemyślana, a do tego świetnie napisana, z przyprawiającym o ciarki klimatem grozy oraz barwnym i niejednoznacznym tłem historycznym. Myślę, że warto poznać tę opowieść, dlatego też polecam ją Wam serdecznie.
© by MROCZNE STRONY | 2023