W ostatnim czasie częściej mam do czynienia z krótkimi formami literackimi. Tak forma może nie do końca mi odpowiada, ale miałem to szczęście, że opowiadania przypadły mi do gustu. W moje ręce trafiła cieniutka książeczka z zaledwie jednym opowiadaniem autorstwa Jacka Potoka, który na rynku wydawniczym debiutował w 2018 roku powieścią pt. Moje jezioro Fallen Leaf, wydaną przez Wydawnictwo Novae Res. Krótkie opowiadanie zdecydowała się wydać Agencja Wydawnicza Gajus z Gdańska.
O autorze niewiele wiadomości można znaleźć w sieci. Wiadomo, że obecnie mieszka w Łodzi i studiował na Uniwersytecie Wrocławskim. I na pewno, sądząc po postach zamieszczanych na swoim profilu, jest fanem jednej z najlepszych piłkarskich drużyn świata z Hiszpanii, Realu Madryt.
Na pewno rzuca się w oczy mroczna okładka, na której widzimy, choć trzeba mocno się przyjrzeć, zakapturzoną postać, raczej mężczyzny, sądząc po przeczytanej treści. Tytuł opowiadania wyróżnia się, ponieważ ma białe litery, a dodatkowo w niektórych miejscach przebija czerwień, kolor krwi. Czy mroczność bijąca z okładki przełoży się na to, co przeczytamy w środku tej krótko objętościowo lektury, zaledwie czterdziestoośmiostronicowej? Przejdźmy zatem do zwartości, do sedna utworu.
Głównym bohaterem opowiadania kryminalnego, a nawet noweli, jeśli prześledzimy definicję, jest Dariusz Gostomski. Człowiek ten znalazł się w sytuacji, która jest dla niego niespodziewana, dziwna i niezrozumiała. Czuje się, jakby stracił pamięć. Budzi się ze snu, letargu i nie może sobie przypomnieć, dlaczego znajduje się w tym danym miejscu, tu i teraz, nie wie, dlaczego nagle się znalazł w tym nieciekawym z jego punktu widzenia miejscu. Świadomość tego co mogło się wydarzyć, wraca zdecydowanie za wolno. Zdaje sobie sprawę, że jego życiu wydarzyło się coś nieprzewidzianego, a dodatkowo strasznego, coś, co jest już nieodwracalne i może za to ponieść daleko idące konsekwencje. Dlatego ważne jest dla niego szybkie przypomnienie sobie, co wydarzyło się do momentu, kiedy się obudził „w obskurnej klitce, przepełnionej ciemnością”. Udaje mu się wydostać przed budynek, a gdy wchodzi do kiosku obok i widzi gazetę, a w niej, że… jest poszukiwany za zabójstwo swojej żony Judyty, miękną mu nogi, opanowuje go strach i chęć szybkiego ukrycia się przed wszystkimi. Jest jednak coś, co nie daje mu spokoju. Powraca mu z każdą minutą pamięć. Jak układanka, części wracają na właściwe miejsce.
Minimalistyczna forma przekazu może irytować, ale mamy tutaj tajemnicę, z pozoru nierozwiązywalną, kryminalne śledztwo przeprowadzone przez głównego bohatera, który walczy o odzyskanie swojej tożsamości, niespodziewane zakończenie, a także inne postaci, odgrywające ważne role w opowiadaniu i w życiu samego Dariusza Gostomskiego. To na pewno zalety lektury, a minusem jest właśnie krótka forma i to, że czytelnik chciałby, by pewne wątki zostały bardziej rozbudowane, głębiej przedstawione.
Książka na tak zwaną jedną kawkę, na deser, ale czy osłodzi nam popęd czytania? Szkoda, że autor nie zgromadził w publikacji kilku opowiadań, wtedy ocena byłaby na pewno inna. Ciężko określić na podstawie tak krótkiej formy i sprawiedliwie ocenić niniejszą publikację. Nie jest ona zła, ale też nie można wystawić oceny maksymalnej. Taki średniak, choć uważam, że potencjał jest, tylko trzeba go rozbudować i dać czytelnikowi coś więcej. Czekam w takim razie na coś więcej.
Książkę zrecenzowałem dzięki sztukater.pl, serdecznie dziękuję.