Kilka miesięcy temu w oko wpadła mi książka T.J. Newman, o tytule Ultimatum. Było coś takiego w tym tytule, co mnie niesamowicie do niego przyciągało. Swój egzemplarz zdobyłam i czekał na lepsze czasy, aż... pojawiła się zapowiedź nowej powieści autorki. Uwięzieni zainteresowali mnie równie mocno, więc powiedziałam sobie – musisz w końcu nadrobić te książki. Czy drugi thriller autorki okazał się dobry i zachęcił mnie do sięgnięcia po jej poprzednią książkę?
Will wyrusza ze swoją córką Shannon w krótką podróż samolotem. Nie przypuszczał jednak, że wsiadając na pokład, czeka go prawdziwa walka o przetrwanie i chwile grozy. Samolot nagle zaczyna spadać, by ostatecznie znaleźć się na dnie oceanu. Rozpoczyna się walka z czasem, a cała nadzieja w wyspecjalizowanej ekipie ratunkowej, dowodzonej przez Chris Kent - (wkrótce byłą) żonę Willa i matkę Shannon. Czy uda się uwolnić wszystkich pasażerów z uszkodzonego wraku, zanim będzie za późno? Jak silny okaże się żywioł wody?
No powiem Wam... działo się tutaj, oj działo. Zaczynając tę książkę, trochę obawiałam się tego, że mimo wszystko, powieść ta może nie okazać się tak dobra, jak tego oczekiwałam. Jednak autorka skutecznie przykuła moją uwagę, wrzucając mnie w sam środek akcji już od pierwszej strony, za co jestem jej wdzięczna i niesamowicie lubię takie początki właśnie — kiedy już od początku COŚ się dzieje (i to wielką literą!).
Głównym bohaterem powieści właściwie jest Will, który w pewien sposób staje się jednym z bardziej ogarniających to, co się dzieje pasażerów. To on podpowiada, co można zrobić, próbuje nie dopuścić do pogorszenia ich aktualnego położenia i co najważniejsze — zapewnić względne bezpieczeństwo dla swojej córki. Przyznam szczerze, że miałam na początku w stosunku do niego dość negatywne odczucia, ponieważ wydawał mi się taki “mądraliński”, ale z czasem doceniłam jego postać. Jestem w stanie nawet napisać, że jest to całkiem nieźle wykreowany bohater.
Akcja, to ona stanowi tutaj fundament dla wszystkiego i zarazem największą zaletę powieści. Autorka świetnie przemyślała sposób, w jaki chciałaby poprowadzić tę historię i umiejętnie przelała to wszystko na papier. W efekcie otrzymałam thriller, który rzeczywiście zmroził mi krew w żyłach i sprawił, że nie dość, że nie mogłam oderwać się od lektury, to jeszcze czułam lodowate macki strachu na swoich plecach – takie przeczucie, że coś się wydarzy, ale jeszcze sama nie wiem, co takiego. Może brzmię kompletnie nieobiektywnie, ale naprawdę, ta książka to moje zaskoczenie i zdecydowanie jeden z lepszych thrillerów, jakie czytałam w ostatnim czasie.
Pasażerowie zamknięci na samym dnie oceanu w puszce, która w każdej chwili może ich wręcz pożreć — brakiem tlenu i tym, że może opaść głębiej w oceaniczne dno. To... to było naprawdę coś. Jestem całkowicie na tak i nie mogę doczekać się lektury debiutu autorki.
Jeżeli poszukujcie czegoś, co Was wciągnie od pierwszej strony i sprawi, że nie będziecie mogli spokojnie wysiedzieć, to myślę, że Uwięzieni sprawdzą się idealnie.