Ina Nacht powróciła z kolejną częścią serii książek z Kotliny Kłodzkiej. Powrót ten był przeze mnie długo wyczekiwany, bo poprzednia część zrobiła na mnie oszałamiające wrażenie, a sposób, w jaki autorka wykreowała mrok czający się w mojej okolicy, sprawił, że już nie potrafię patrzeć na nią tak samo. Czy wysoki poziom został utrzymany? Czy nowi bohaterowie prezentują się tak dobrze, jak ci z poprzedniego tomu? Czy rozwój tych, którzy zostali, poszedł w odpowiednim kierunku?
Zacznę od wątku, który w pierwszej części zaintrygował mnie najmocniej – początki historii sierżant Kariny Maj i jej relacji z niebezpiecznym kolegą po fachu sprawiały, że serce biło mi mocniej. Niecierpliwie czekałam na rozwój sytuacji między nimi, ale tutaj poczułam ogromny zawód. Mam wrażenie, że Karina i Aleks zostali potraktowani bardzo po macoszemu, że między nimi wszystko działo się szybko, a ja nie potrafiłam za tym nadążyć. Rozumiem, że przy tylu bohaterach i wątkach należało skupić się na każdym po trochę, ale tutaj nie umiałam się wczuć. Zakończenie było mocno przewidywalne i myślę, że tak samo przewidywalne będzie dalsze poprowadzenie tej części fabuły. Doceniam poruszenie istotnego problemu przemocy i naprawdę toksycznej, wyniszczającej relacji, strachu przed poproszeniem o pomoc i uzewnętrznieniem się z problemami i mimo wszystko nadal uważam to za najciekawszy element historii.
Nowa bohaterka – Klementyna, psycholog z Warszawy oddelegowana do Kłodzka w celu zapewnienia pomocy miejscowej policji – niekoniecznie mnie urzekła. Odebrałam ją jako zwyczajną, momentami niezwykle nudną. Historia jej życia nie była rozwinięta na tyle, bym poczuła się zafascynowana, tak samo jak nie przywiązywałam dużej wagi do problemów, z jakimi musiała się zmierzyć, samotnie wychowując dorastającą córkę. Najciekawszym dodatkiem do tej bohaterki były momenty, w których obcowała z obrazami. Ich barwne opisy wprowadzały ponury, przerażający nastrój, co niekoniecznie szło w parze z moją psotną wyobraźnią oraz późnymi godzinami nocnymi.
Ina Nacht ma niebywały talent do tworzenia opisów obrazów i sztuki w ogóle. Mogłam sobie wyobrazić każdy detal, zobaczyć każdą zachodzącą na obrazie zmianę, poczuć to, co czuli bohaterowie, kiedy znajdowali się w otoczeniu dziwacznych malowideł. Dodatkowym smaczkiem były dla mnie opisy znajomych miejsc, nazwy miejscowości, w których przebywam niemal każdego dnia, historie, które znam dzięki życiu w tej okolicy. To wpędzało mnie w jeszcze większy niepokój.
Cała zagadka kryminalna wydawała się być gdzieś obok prywatnych zawirowań bohaterów, co nieco psuło mi obraz całej książki. Nie nazwałabym jej typowym kryminałem, bo samo śledztwo nie było wątkiem mocno rozwiniętym, tak samo zresztą jak jego zakończenie. Myślę, że to element, nad którym autorka mogłaby jeszcze trochę popracować, jednak książkę jako całość oceniam na plus.
Uwielbiam styl Iny Nacht, kocham klimat jej historii, jestem zachwycona tym, że powstała książka osadzona w moich rodzinnych stronach. Niecierpliwie czekam na kolejną część tej serii oraz wiele innych, bo oryginalność, przepiękne opisy i kreowanie niezwykłej atmosfery to ogromne zalety tekstów autorki.