Jest to historia Janka Kratochvila, dwunastolatka, który widzi aresztowanie własnego taty przez gestapo. Jego oczami patrzymy na obraz wkraczającej i szerzącej się coraz bardziej II wojny światowej. W Pradze rządy zaczynają sprawiać Niemcy, wszędzie widać swastyki, mundurowych i żółte gwiazdy żydowskie, które są jak stygmaty dla tych, co muszą je nosić. Macki nazistów zaczynają być odczuwalne w domach, w szkołach, w zakładach pracy, w sklepach... I Janek, jako Czech, nie miałby większych problemów, gdyby nie fakt uwięzienia ojca. Pewnego dnia jedzie w odwiedziny wraz z mamą, zawożą mu czyste ubranie i bieliznę, zabierają zaś worek z brudnymi, znoszonymi rzeczami. I właśnie owe rzeczy, te ciuchy taty, stają się namacalnym świadkiem okrucieństwa, dowodem na wojnę.
Syn, dwunastoletnie dziecko zapiera więzienne ciuchy ojca, ojca wywleczonego przez wrogów z własnego domu. Zapiera ciuchy z plamami zaschniętej, zesztywniałej w zimnej wodzie już krwi. I to szorowanie sprawia, że dziecko płacze czując jednocześnie ból stawów w rękach. Dziecko, które wypuszcza potem brązowawą wodę z wanna i napuszcza czystej, by nie pokazać tego mamie, by ochronić ją od kolejnego ciernia w jej drodze krzyżowej. To dziecko w tym właśnie momencie przestaje być dzieckiem.
To tylko jeden z wielu fragmentów powieści, który mnie zatrzymał, zatrząsną mną. Zatrzymań jest wiele, bo obraz wyłaniający z kart książki staje się nader rzeczywisty. Czytam bowiem o autentycznych osobach, których losy zainspirowały autora, Frantiska Tiche do napisania „Transportu poza wieczność”
Janek ma wiele osobistych styczności z codziennym okrucieństwem serwowanym przez nazistów. W domu smutek związany z brakiem ojca, w szkole odseparowanie od bliskich przyjaciół, którzy naznaczeni gwiazdą Dawida zostają usunięci ze szkoły. Niemcy zaczynają „sprzątać” i usuwać wrogów, do których zaliczani są między innymi kolaboranci, czy Żydzi, a czasem nawet uczciwi ludzie, którzy znaleźli się w złych miejscach o nieodpowiedniej porze, czy obywatele, którzy nie mieli odpowiednich dokumentów. Nie trzeba było być winnym, by poranne wyjście z domu okazało się być tym ostatnim.
A co było potem?
Mogła być śmierć, mogła być wywózka, mogło być więzienie. Wszystko mogło człowieka spotkać. I właśnie o tym wszystkim pisze Frantisek Tichy. Pisze i nie ocenia. Nie wygładza prawdy, nie omija jej. Osoba Janka staje się jego osobą, jego oczami, jego głosem. „Transport poza wieczność” ta powieść, która na wskroś wnika w czytelnika i nie opuszcza go do samego końca. Panoszy się w głowie dokonując spustoszenia i mnożąc odwieczne pytania o okrucieństwo. Dlaczego człowiek człowiekowi zgotował taki los? Czym ci ludzie zawinili? W czym Żyd jest gorszy od katolika, a katolik w czym lepszy od Żyda?
To nabuzowana emocjami opowieść o nieszczęściu, bólu i samotności.
Prawdziwa, szczera i autentyczna.
dziękuję sztukater