Czytacie książki napisane w gwarze śląskiej (bądź innej)?
Przyznam się Wam po cichu, że ja tak, ale zajmują mi one trochę więcej czasu niż te napisane w języku czysto polskim, i choć o nich tu rzadko piszę, zajmują one szczególne miejsce w moim sercu (wola po prostu godać, a wierzcie mi, pisanie i czytanie po śląsku, przypomina niektórym pisanie i czytanie po japońsku ;) ).
Dziś przyszła pora na jedną z takich książek, która szczególnie mnie urzekła i momentami rozbawiła do łez. Co jeszcze bardziej zaskakujące jest to debiut, obok którego naprawdę jest trudno przejść obojętnie. Chciałabym Wam o niej opowiedzieć kilka słów...
"Utropy Micyny..." to już siódmy tom z "Serii ze zicherkom" jednak nie jest wymaga znajomość poprzednich tomów, bo każdy z nich to zupełnie inne historie.
W tym przypadku mamy do czynienia z siedmioma krótkimi opowiadaniami, gdzie główną bohaterką jest siedemdziesięcioletnia Genowefa Mika zwana Starom Micynom. Jak to przystało na prawdziwą śląską babę, Micyno nie potrafi usiedzieć na miejscu, i co rusz przysparza jej to sporo przygód.
Nasza bohaterka nie pozwoli, by komuś stała się krzywda i pilnuje jego dobrostanu nawet po jego śmierci, bo właśnie od takiego przypadku zaczyna się ta zwariowana książka.
Bohaterka mierzy się z wieloma przeciwnościami losu, bo mamy tutaj mnóstwo afer i aferek, ekologiczną katastrofę, trafia się szpital psychiatryczny, nie brakuje kradzieży i hazardu, a Micyno należy do tej grupy ludzi co wszystko musie wiedzieć i wszędzie być, by nic nie uszło jej uwadze, ale to wszystko zostało podane czytelnikowi w tak fascynujący sposób, że nie mogłam się oderwać od lektury.
Autor z przymrużeniem oka, z lekko satyrycznym zacięciem pisze o relacjach międzyludzkich w małych i większych społecznościach, celnie punktując ich przywary, ale również podkreślając zalety. Pokazuje, jak wygląda codzienność w śląskiej społeczności. Co ludzi bawi, czym się martwią, jak spoglądają na "obcych", i wiele, wiele innych ciekawych spostrzeżeń.
Podkreślam jednak, że nie jest to obraz oddany jeden do jednego- trzeba wziąć na niego sporą poprawkę i spojrzeć z przymrużeniem oka.
Ja bawiłam się przy tej książce świetnie, jednak zdaję sobie sprawę, że nie każdy się w niej odnajdzie i nie każdy ją zrozumie. Gwara śląska jest trudna, naprawdę trzeba ją umieć i rozumieć, by wyłapać wszystkie niuanse i "złapać" sens niektórych zwrotów. Nie jestem pewna czy napisana czysto po polsku, skradłaby mi serce tak samo jak w tym przypadku. Dla mnie bomba, świetny debiut. Czekam na kolejne książki Pana Adriana.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Jeśli czytacie w gwarze, będziecie zachwyceni piórem Katroshiego. Jeśli nie, macie niesamowitą okazję odkryć coś nowego i być może pokochać śląską gwarę.
Ja kocham całym sercem!