Ben Bennett (ur. w 1970 r.) - studiował wiedzę o teatrze, filmie i telewizji. Zanim został pisarzem i scenarzystą, pracował dla agencji reklamowych i czasopism.
Harvey Colman w czasie studiów zakochał się w pięknej, zabawnej i inteligentnej dziewczynie jaką była Liv. Jednak zaraz po skończeniu dwudziestych urodzin kobieta umiera, a jej ukochanemu zostają jedynie wspaniałe wspomnienia ze wspólnie spędzonego roku. Minęło już dwadzieścia lat, a Harvey nadal żyje przeszłością, odsunął się od przyjaciół i jedyne w co wierzy to chińskie wróżby ukryte w ciasteczkach. Jedna z nich jest wyjątkowa, bowiem głosi, że kiedy znów spadnie śnieg, on spotka swoją wielką miłość. W Los Angeles śniegu nie było od bardzo dawna, ale właśnie w tą wigilię z nieba zaczynają spadać pierwsze płatki. I w tym samym dniu mężczyzna poznaje dwudziestoletnią Hannah, która jest łudząco podobna do zmarłej Liv. Tak chciał los, czy może był to czysty przypadek? Jak potoczą się losy tej dwójki? I co najważniejsze, czy Harvey stawi czoła przeszłości i pogodzi się z utratą Liv?
Pierwszą rzeczą, która skłoniła mnie do sięgnięcia po Uśmiech Niebios była ciekawa oprawa graficzna. Obraz przedstawiony kojarzy mi się latem, lekkością, dlatego okładka ukazana w tak przyjaznych dla oka barwach od razu mnie zachęciła. Aby mój wybór nie opierał się wyłącznie na ładnej okładce od razu zapoznałam się z opisem wydawcy. Okazało się, że on również jest interesujący. Te dwa czynniki wskazywały, że będzie to lekka i przyjemna lektura w sam raz na upalny dzień, ale czy moje przeczucia były trafne? Czy powieść Ben Bennetta jest warta uwagi? Na oba pytania mogę odpowiedzieć twierdząco.
Już po przeczytaniu pierwszych stron zostałam wciągnięta w świat Harveya i od tamtej chwili mogłam towarzyszyć mu we wszystkich wydarzeniach, które czekały na kolejnych stronicach książki. Jego historia wcale nie jest prosta ani łatwa, ponieważ ten mężczyzna pogubił się trochę w natłoku wszystkich zdarzeń, które miały miejsce w jego życiu. Harvey nigdy nikogo nie kochał tak jak swoją Liv, która według niego była idealna. Jej śmierć sprawiła mu ból, a cierpienie usadowiło się w sercu i wraz z mijanymi latami rosło. Nadeszła pora kiedy Harvey zaczął odcinać się od znajomych, a nawet najlepszego przyjaciela, aby móc żyć wspomnieniami. Dlatego ta jedna wróżba sprawiła, że pojawiła się w nim nadzieja, nadzieja na miłość, uczucie i ponowne szczęście. Po poznaniu Hannah nie mógł myśleć o niczym innym, wciąż porównywał ją do Liv, ponieważ były one bardzo podobne. Ale czy mężczyzna w porę uświadomi sobie, że te dwie kobiety są zupełnie innymi osobami? O tym dowiecie się jedynie czytając książkę...
Cała historia jest jedną wielką zagadką i czytając kolejne strony otrzymujemy wskazówki, które przybliżają nas coraz bardziej do rozwiązania. Nie da się ukryć, że Uśmiech niebios to książka przewidywalna, jednak myślę, że nie przeszkadza to w czytaniu. Ben Bennett umiejętnie połączył ciekawą fabułę, zabawne dialogi, barwne opisy w spójną całość i okrasił wszystko szczyptą magii, która dodaje uroku. Lektura bardzo mi się podobała i muszę przyznać, że czytałam ją z czystą przyjemnością. Jest niewielka objętościowo, dlatego czyta się ją bardzo szybko i nawet nie zdążymy się zorientować kiedy znajdziemy się na finiszu historii.
Byłam pewna, że książka mnie nie zawiedzie i tak też się stało. Mogę nawet powiedzieć, że nieco mnie zaskoczyła, ponieważ otrzymałam wiele więcej niż mogłabym się na początku spodziewać. Uśmiech Niebios to lektura o wielu pozytywnych cechach m.in. dynamiczna akcja, która nie pozwala na nudę, przyjemny język autora, dawka humoru i wzruszenia, intrygujące postacie, ciekawa fabuła i nie tylko. A najważniejsze jest to, że opowiada historię o prawdziwej miłości, drugiej szansie i drodze ku szczęściu. Polecam wszystkim osobom, które mają ochotę na ciepłą, lekką i zaskakującą lekturę.