Frances Mayes zdobyła popularność swoją kultową powieścią pt.” Pod słońcem Toskanii”, która po trzech latach od premiery doczekała się ekranizacji. Dziś chcę Was zachęcić do sięgnięcia po ostatnią książkę autorki zatytułowaną „Kobiety w blasku słońca”.
I tym razem pani Mayes zaprasza swoich czytelników do uroczej Toskanii, gdzie w małym miasteczku San Rocco od kilkunastu lat mieszka Kit Raine – amerykańska pisarka, która przybyła zza oceanu, zakochała się uroczej Italii i zdecydowała zamieszkać tu na stałe. Wraz z nastaniem jesieni do sąsiedniego domu sprowadzają się trzy Amerykanki. Te przesympatyczne kobiety w wieku 60+ wynajmują na cały rok dom nieopodal i chcą korzystać z życia na emeryturze. Susan, Camille i Julia pragną zwiedzać Italię, poznawać jej smaki i zapachy, ale przede wszystkim zdystansować się do dotychczasowego życia pełnego trosk i problemów codzienności.
Villa Assunta z dużym ogrodem wydaje się wprost stworzona dla przedsiębiorczych kobiet, które są zauroczone tym niepowtarzalnym miejscem. Gościnność mieszkańców San Rocco i nowe perspektywy, jakie otwierają się przed każdą z bohaterek stwarzają im możliwość rozpoczęcia zupełnie nowego życia z dala od amerykańskiego południa…
Fabuła bardzo interesująca, ale niestety nie zachwycił mnie styl pisarski autorki. Wydarzenia poznajemy z punktu widzenia wszystkich bohaterek, czyli czterech kobiet, które zaprzyjaźniają się ze sobą. Oprócz kolejnych rozdziałów poszczególnymi akapitami zaznaczono w treści zmiany wątków, co wiąże się w tym przypadku również ze zmianą narratora. Momentami pojawiał się chaos, przeskoki, tak, że czasem trudno było się zorientować, kto w danej chwili opowiada o wydarzeniach. Do tego duży druk, który paradoksalnie wcale nie ułatwiał czytania. To wszystko sprawiło, że pomimo uroków Italii nie potrafiłam zatracić się w lekturze tej opowieści.
Warto jednak zwrócić uwagę, że z tą dosyć obszerną książką i jej przemiłymi bohaterkami można zwiedzić sporą część Włoch. Poznajemy piękno klimatycznych miast i miasteczek takich jak Wenecja, Florencja, Akwilea, Friula, Palmanova, odbywamy wycieczkę na Capri, delektujemy się prostymi potrawami regionalnej włoskiej kuchni, smakujemy przednie wina i poznajemy sympatycznych i uczynnych mieszkańców. To wszystko sprawia, że zatęskniłam za słoneczną Ilalią. Przyznaję, że jest to największy atut tej powieści.
Przydałaby się jednak gdzieś na początku, lub na końcu książki niewielka poglądowa mapka z naniesionymi nazwami odwiedzanych miejscowości. Łatwiej byłoby odnieść fabułę do rzeczywistości.
Autorka pisze o życiu, które często nas zaskakuje i zmusza do podejmowania trudnych decyzji. Są w nim momenty radosne, są też chwile smutne, z którymi trzeba nam się mierzyć. Jednak nic nie zastąpi prawdziwej przyjaźni, wsparcia, zrozumienia, albo choćby tylko wysłuchania. Bez względu na wiek, czy sytuację osobistą znajdujmy czas tylko dla siebie, poświęćmy go na spełnianie własnych pragnień, które przez lata być może zagubiły się gdzieś w gąszczu codzienności.
Pomimo wspomnianych wyżej mankamentów „Kobiety w blasku słońca” to wartościowa opowieść, której warto poświęcić swój czas. Ponad sześćset stron pozwoli nam się dłużej delektować urokami, smakami i zapachami Italii.
Zachęcam.