"Lato złamanych zasad" to opowieść odbywająca się na przestrzeni kilku dni. Od niedzieli do niedzieli śledzimy losy dwóch rodzin, które biorą udział w przygotowaniach, wspólnym świętowaniu na weselu oraz... w grze o nazwie 'Zabójca'. Historię poznajemy z perspektywy osiemnastoletniej Meredith, która po śmierci siostry odsunęła się od rodziny i przyjaciół. Motyw straty bliskiej osoby zawsze wywołuje we mnie poczucie nostalgii, smutku i w pewnym sensie takiego utożsamienia się z daną postacią. Jest to temat, który z pewnością dotyczy wielu (każdego) z nas. Niejednokrotnie spotykamy się z nim w książkach czy w prawdziwym życiu. Autorka - jak się później dowiadujemy z podziękowań - bazowała na własnych doświadczeniach i ja każdą emocję Mer odczułam jak swoją. Bardzo mnie dotykały te momenty, w których zwraca się do swojej zmarłej siostry albo rozmawia o niej z bliskimi (choć nie jest to dla niej łatwe). Widać jej proces, bardzo powolny, godzenia się ze stratą i wypracowywania nowej rutyny. A wspomnienia pielęgnuje z radością - szczególnie jeśli chodzi o sławną grę, w której rywalizacja i taktyka chodzą ze sobą w parze.
Lubicie gry terenowe? Jeśli tak jak ja nie jesteście wielkimi fanami tego typu potyczek, to pewnie nie raz będą się Wam przypominały momenty z dzieciństwa. Ja podczas czytania książki Walther właśnie się tak czułam. Jednak oprócz wspomnień, pojawiła się ta beztroska i mocne kibicowanie poszczególnym członkom rodziny. Wspomniałam, że 'Zabójca' to gra rodzinna? Bierze w niej udział każdy, a zasady są trzy: gra się toczy przez 24h, tylko na świeżym powietrzu (trzy metry od wejścia, Oczko to sprawdza) i co najważniejsze, nie może zaburzać przygotowań związanych z główną atrakcją Farmy, czyli weselem. Mimo mojego początkowego sceptycyzmu, naprawdę chciałam wejść do tej historii i zagrać razem z Mer! To, co tam się działo... Kilka egzekucji jednego dnia i to wykonanych przez jedną osobę?! W tej rywalizacji trzeba być sprytnym, a jeśli do dyspozycji ma się jedynie pistolet na wodę, szansę tylko rosną (prawda Wit?). Powieść jest iście wakacyjna, co już z pewnością zdążyliście zauważyć. Dzięki autorce możemy poczuć powiew wiatru, zapach letnich napojów i sałatek czy doświadczyć opalenizny godnej wycieczki do Egiptu. Klimat tutaj wygrywa. Jednak jest też druga, trzecia, sprawa, które sprawiają, że historia zyskuje jeszcze bardziej. Relacje rodzinne, relacje przyjacielskie, aż w końcu postać bez której ta historia nie miałaby tyle uroku. Pierwszy punkt już został przeze mnie poruszony wielokrotnie. Oprócz 'Zabójcy', mamy tu świetnie opisane powiązania między rodzinami Foxów i Dupré. Chociaż z początku czułam przesyt i zagubienie ilością imion, to z każdym rozdziałem (dniem na Farmie) przekonywałam się do każdego z członków. Są oni naprawdę różnorodni, a niektórzy nie raz wywoływali uśmiech na mojej twarzy. Punkt numer dwa: może bardziej powinnam napisać relacje sojusznicze, bo ilość wspólnych planów między Mer a resztą przeszła moje oczekiwania (kocham te ich knucia, Eli jesteś najlepszy, szkoda tylko chłopa - nie wie co traci). I najważniejszy element "Lato złamanych zasad", czyli bohater, który roztopi Wasze serca. Wit, Witry, Ste- Ma wiele imion, ale osobowość jedyną w swoim rodzaju. Uwielbiam tego gościa!! Z nim bez wahania można się wybrać nawet na koniec świata.
Jeśli miałabym wymienić minus tej historii, to jest nim niestety wątek romantyczny, który według mnie rozwinął się jakby... znikąd? To rozstanie głównej bohaterki z jej poprzednim chłopakiem było jak dla mnie zbyt świeże żeby od razu angażować się w nową relację. Jednak czy to ja wiem co jest najlepsze? No nie, Meredith wiedziała co robi i to, co wyszło z tego jednego spotkania na promie było dla niej czymś, co otworzyło dla niej nowe ścieżki. Ta relacja sprawiła, że dziewczyna dużo zyskała. Więcej nie będę Wam zdradzać, bo myślę, że i tak już za dużo napisałam. Szukacie książki na wakacje? Koniecznie dodajcie do swojego TBRu "Lato złamanych zasad" - nie zapomnijcie dedykowanej o playliście!
[ Współpraca reklamowa z Moondrive ]