Recenzja autorstwa redakcji portalu Nowa Matka Polka, opublikowana za zgodą redakcji.
Druga, po „Porodzie w domu”, książka naszej polskiej guru od porodów domowych i naturalnych, Ireny Chołuj. Autorka przyjęła ponad 12 tys porodów, z czego ponad 500 to porody domowe.
Książka ta była długo wyczekiwana przez środowisko – jest adresowana nie tylko do rodziców, ale też do lekarzy i położnych i jest nawoływaniem o powrót do naturalnego podejścia do prowadzenia porodów jako najbezpieczniejszego dla matki i dziecka. Tym bardziej wiarygodnym i przekonującym, że pochodzącym od naszego rodzimego, fachowego przedstawiciela służby zdrowia, wychowanego według starej szkoły położniczej – a nie imperialistycznych, wywrotowych, hippisowskich elementów zza oceanu (co piszemy z chyba czytelną ironią). To, co pisze Irena Chołuj, jest mocno osadzone w naszych, polskich warunkach i jest adresowane do naszych, polskich położnych i lekarzy, ze znajomością ich rutyny, przekonań, zachowań i zwyczajów.
Jest wołaniem o zmianę podejścia do rodzących i do samego porodu, w oparciu nie tylko o dane WHO czy z badań, lecz także przede wszystkim z własnego bogatego doświadczenia i wiedzy. Mówi też o tym, jak ważne jest przywrócenie właściwej roli i etosu zawodowego położnych, jako osób pomagających przy porodzie a nie zarządzających nim, „przyjmujących” poród, a nie „odbierających” go.
Jest to vademecum wiedzy o porodzie fizjologicznym, o tym, co jest w nim normą a co patologią. Zawiera część dla rodziców, część dla położnych (która dla rodziców może się okazać równie ciekawa) oraz rozbudowaną część relacji z porodów domowych, pisanych przez rodziców.
Jeżeli chcesz się dowiedzieć jasno i dokładnie, dlaczego fizjologiczny poród powinien przebiegać bez medykalizacji, czemu pozycja leżąca przy porodzie jest najbardziej niebezpieczna dla matki i dziecka lub dlaczego tak duży odsetek porodów szpitalnych kończy się niespodziewanymi powikłaniami, których chciałabyś uniknąć – znajdziesz tutaj wyczerpującą, fachową wiedzę na ten temat, która pomoże Ci zachować pewność swoich decyzji w kontakcie z najbardziej sformalizowaną i skostniałą placówką położniczą.
Mieliśmy mieszane uczucia przy czytaniu tej książki i chcemy Cię, czytelniczko ostrzec przed możliwym zaskoczeniem. Z jednej strony jest to wspaniała pozycja napisana przez wspaniałą, cudowną, kochaną i mądrą kobietę a wiedza jaka jest w niej zawarta, (zarówno o fizjologii porodu, jak i o wpływie emocji rodzącej na jego przebieg) jest bezcenna. Z tego powodu polecamy gorąco tę książkę. Ostrzeżenie dotyczy pewnego braku poprawności politycznej oraz specyficznego języka autorki, który może być przez część z Was odebrany jako co najmniej kontrowersyjny. Krótko mówiąc, przy czytaniu tej książki nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jej adresatkami są wyłącznie szczęśliwe mężatki po ślubie kościelnym, głęboko wierzące, w planowanej ciąży i posiadające na stanie kochającego, wiernego, szalejącego z radości i miłości męża. Okładka, prezentująca parę małżeńską oczekującą dumnie szóstego dziecka też wskazuje jasno, jaką grupę docelową autorka (lub wydawca) miał na myśli. Być może redakcja NMP jest już rozpuszczona lekturami zachodnich poradników, gdzie nie używa się na wszelki wypadek tytułów „Jak wspomóc żonę” tylko „Jak wspomóc partnerkę” ani nie pisze się, że „będziesz rodzić wpatrzona w kochające oczy męża”, bo wiadomo, że różnie to w życiu bywa. Język, sformułowania, których używa autorka, stają się poniekąd zrozumiałe, kiedy przeczytamy relacje z porodów rodzinnych na końcu książki, bo są to relacje bez wyjątku takich właśnie par małżeńskich. Jednak, jeżeli jesteś samotną matką, jesteś w trakcie rozwodu, dowiedziałaś się właśnie, że Twój mąż Cię zdradza, jesteś lesbijką, albo jesteś w trzeciej ciąży z z drugim nieślubnym partnerem, Twój mąż nie jest zainteresowany tematem porodu lub w jakikolwiek sposób stało się tak, że jesteś w ciąży, ale przy tym nie jesteś szczęśliwą katolicką mężatką planującą wraz z mężem narodziny wytęsknionego dziecka, to lektura tej książki może spowodować u Ciebie wybuch płaczu lub rzucenie książką o ścianę.
Jeżeli tak jest w Twoim przypadku, postaraj więc wznieść się ponad to i weź z tej książki to, czego potrzebujesz – zapewniamy Cię, że znajdziesz to. Oddziel treść od formy i ozdobników. Irena Chołuj jest taką właśnie osobą, jak ta książka. Ma prawo do pisania w takim duchu i z takimi emocjami, jakie czuje i nie zmienia to absolutnie FAKTU, że kobieta ta wykonała i wykonuje od wielu lat dla polskiego położnictwa i polskich kobiet gigantyczną dobrą robotę i za to należy jej się ogromny podziw i szacunek, a jej zrozumienie i szacunek dla sił natury działających przy porodzie jest bliższe pogańskiemu kultowi sił Matki Ziemi, niż koncepcji niesienia krzyża i rodzenia w bólach za karę za grzechy Matki Ewy. W tym przypadku ręczymy, że język ten nie wynika z dyskryminacji samotnych lub niespełnionych w związku matek, tylko z pełnego szczęścia, anielskiego i ufnego usposobienia Pani Ireny.
Ta książka, choć napisana w języku środowisk katolickich i w nieco egzaltowanym tonie, mówi de facto o wyzwoleniu rodzących kobiet spod władzy lekarzy i o oddaniu im porodu. Mówi o sile, jaką daje kobiecie przeżycie granicznego doświadczenia, jakim jest poród, a nie o poświęceniu koniecznym aby być Dobrą Matką. Jakże ten sposób myślenia jest odległy od tego, co proponowali nam w kwestii położnictwa prawicowo – katoliccy obrońcy tradycyjnej rodziny, zasłaniając się Bogiem i prawami natury przy uzasadnieniu uprzedmiotowienia kobiet na porodówkach. Dlatego to, co może Cię, czytelniczko, irytować, może być równocześnie największą siłą tej książki w dziedzinie wpływu na zmiany w mentalności osób odpowiedzialnych za standardy opieki okołoporodowej w Polsce.