Po książki pana Przemysława Piotrowskiego sięgam w ciemno. Seria o Igorze Brudnym tak mi się spodobała, że następną również pochłonęłam szybko, mimo tego, że była w zupełnie innym stylu. "Matnia" również jest całkiem inna niż wcześniejsze książki, nie oznacza to jednak, że jest gorsza z tego powodu. Inną jest choćby za sprawą tego, że autor pisze opowieść z perspektywy kobiety, co dla mężczyzny nie jest z pewnością proste, lecz uważam, że całkiem dobrze sobie z tym poradził. Ten ciekawy thriller bardzo powoli buduje napięcie, początkowo jest to jakby powieść obyczajowa, ale gdy akcja nabiera tempa trudno jest odłożyć książkę na bok. Mroczny klimat wsi oraz przemyślenia bohaterki ocierające się o paranoję wzbudzają dodatkowo strach.
Kiedyś byłam w takiej wsi jak Toporzyce, w zapadłej dziurze gdzie jak to mówią wrony zawracają, ciemnej, odpychającej, dookoła bagna i las, z dziwnie patrzącymi na obcych mieszkańców. Przypomniałam sobie o tym czytając "Matnię".
Tutaj w co drugiej rodzinie alkoholizm to choroba pokoleniowa, a opieka społeczna pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że takie Toporzyce istnieją.
Główna bohaterką i jednocześnie narratorką książki jest Zuza, jej życie nie było usłane różami. Dziewczyna jest wychowanką domu dziecka, nigdy nie miała rodziny chociaż od zawsze chciałaby ja mieć. Miała wiele nieudanych związków z mężczyznami, chociaż wydawało się jej, że to już ten. Jako namiastkę rodziny ma tylko przyjaciółkę Agatę, z którą razem wychowywała się w bidulu, obie traktują się jak siostry.
Po kolejnym, nieudanym związku zostaje Zuzie "pamiątka", okazuje się, że jest w ciąży a w dodatku bliźniaczej, i na domiar złego jej partner zostawił ją z długami a wierzyciele zaczynają się upominać o pieniądze i pukają do jej drzwi...
Zapłakana Zuza zwierza się Agacie ze swoich problemów. No, a potem nagle i niespodziewanie zjawia się książę Marek, jak z bajki. Jest bogaty, pracowity, przystojny, czuły, opiekuńczy i kochający ją do szaleństwa, jednak Zuza do końca nie może mu zaufać, gdyż już tyle razy nacięła się na mężczyznach.
Marek taki właśnie jest. Wie, jak zadbać o swoją kobietę. Wie, jak zadbać o mnie. To facet z bajki.
Mnie co prawda ten jej nowy partner nie przypadł do gustu. Coś w jego zachowaniu było takiego, że powinna się zapalić dużo wcześniej czerwona lampka dziewczynie z takimi złymi doświadczeniami. Wychodzi na to, że czasem warto zaufać intuicji, która gdzieś tam w podświadomości podpowiada nam coś zupełnie innego, niż widzimy. Jednak pomimo wahań Zuza postanawia zaufać Markowi i przeprowadza się z nim do małej wioski Toporzyce. Dziewczyna ma nadzieję, że stworzą tu razem spokojny i pierwszy w jej życiu dom.
Rodzina. Zawsze była dla mnie swoistą abstrakcją, choć bardzo przeze mnie pożądaną, tak jak może pożądać rodziny ktoś, kto nigdy tej rodziny nie miał i nawet nie znał swoich rodziców.
Nie będę wam streszczała książki, ale właśnie od tej przeprowadzki właściwie wszystko się zaczyna.
Temat jest bardzo trudny i właściwie na czasie, gdyż takie procedery niestety się często zdarzają i jest to niezły biznes dla przestępców, którymi jak się okazuje, mogą być zwykli, przeciętni ludzie.
Napięcie w tej książce narasta powoli i spokojnie, nawet domyślałam się jaki będzie koniec, ale jednak autor mnie trochę zaskoczył.
Polecam, bo warto przeczytać tę książkę.