„Świąteczna szansa na miłość” autorstwa Jenny Bayliss, stanowi historię pełną ciepła oraz romantyzmu (o tym ostatnim elemencie autorzy coraz częściej zapominają), której ekranizację obejrzałabym z wielką chęcią.
Na początku byłam oburzona tym, że autorka wprowadziła mnie w błąd - po tytule sądziłam, że będzie to historia, która ma w sobie wiele świątecznej magii...Niestety musiałam obejść się smakiem, ponieważ akcja dzieje się w okresie jesienno/zimowym. Jednak później - kiedy przeczytałam kilkanaście rozdziałów, straciłam dla tej historii głowę - historia Bayliss ma w sobie to coś co sprawiło, że moje serce zaczęło bić szybciej.
Właścicielka restauracji Annie Shark czuje, że straciła radość życia. Jej dzieci są już dorosłe, restauracja radzi sobie sama, a jej 26-letnie małżeństwo właśnie dobiegło końca. By wypełnić czymś czas, znajduje zimą posadę opiekunki zabytkowego domu nad morzem. Postanawia porzucić miejskie życie i rozpocząć nowy rozdział.
Po przybyciu do Willow Bay Annie zakochuje się w uroczym domu, orzeźwiającej morskiej bryzie i sezonowych atrakcjach, jakie oferuje miasteczko. Nie wspominając już o tym, że sąsiedzi przyjmują ją z otwartymi ramionami – to znaczy wszyscy z wyjątkiem gburowatego siostrzeńca właściciela domu. Jej obecność w rezydencji zakłóca jego plany dotyczące posiadłości. W miarę zbliżania się świąt Bożego Narodzenia w Willow Bay przyszłość Annie wydaje się coraz mniej pewna. Ale przy odrobinie świątecznej magii najtrudniejszy okres w jej życiu stanie się… sezonem drugiej szansy.
Elementem, który wyróżnia „Świąteczną szansę na miłość” spośród innych książek na rynku jest kreacja bohaterów. Najnowsza powieść Jenny Bayliss nie zawiera w sobie młodych, szczęśliwych i idealnych bohaterów, a postacie ludzkie - pełne wad, problemów oraz z niedoskonałym wyglądem. Spójrzmy na naszą Annie - kobieta po czterdziestce z lekką nadwagą oraz obwisłym biustem, która została zdradzona przez mężczyznę swojego życia... Wielu z nas na jej miejscu byłoby załamanych tą sytuacją, ale nie Annie. Owszem mamy tutaj chwilowe załamanie, jednak dzięki wsparciu najbliższych bierze się w garść i szuka nowego miejsca pracy. Jej postać udowadnia nam, że nigdy nie jest za późno na zmiany - nieważne ile masz lat, zawsze jesteś w stanie zmienić swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni, wystarczy tylko chcieć i mieć odpowiednich ludzi przy sobie.
Kolejnym atutem tej książki jest tło całej fabuły - małe, nadmorskie miasteczko. Gdybym tylko mogła to z chęcią zamieniłabym się miejscami z Annie chociaż na chwilę, by zobaczyć te piękne, opisane przez autorkę widoki. Mieszkańcy tego miasteczka skradli moje serce - tak przeuroczych oraz pomocnych bohaterów brakowało mi w trakcie czytania niektórych książek w ostatnim czasie.
Niestety pomimo licznych zachwytów zmuszona jestem ponarzekać na humor. Nie wszystkie fragmenty spowodowały uśmiech na mojej twarzy - znalazło się tutaj kilka momentów, które spowodowały u mnie „wstręt”. Chyba nie do końca zrozumiałam poczucie humoru tej autorki, jednak jest to tylko malutka wada tej świetnej historii.
Czy książkę polecam? Pomimo kilku minusów uważam, że warto sięgnąć po tę powieść. Może i Bayliss nie przygotowała dla nas pozycji, która w całości zarazi Was magią świąt, to bohaterowie oraz ich przemyślenia zarażą Was pozytywną energią. Polecam Wam sięgnąć po tę pozycję przede wszystkim ze względu na Annie - to bohaterka, której nie da się nie lubić oraz która udowodni Wam, że nigdy nie jest za późno na miłość.