"Czy wspominałam, że Cię kocham?" to nowa propozycja od Wydawnictwa Feeria Young na jesień. Jest to pierwszy tom otwierający serię Dimily, która z pewnością wielu czytelnikom zagwarantuje niezapomniane emocje. Ze mną z pewnością tak zrobiła...
Szesnastoletnia Eden Munro nie widziała swojego ojca od trzech lat, od momentu, w którym zostawił jej matkę i się z nią rozwiódł. W jej życiu jednak nadchodzi moment, w którym odnawia ona kontakt z długo niewidzianym rodzicem. Gdy ją zaprasza na spędzenie u niego całego lata w Kalifornii, najpierw jest sceptyczna, ale w końcu się zgadza. Ten jeden wyjazd jest zaledwie zalążkiem zwiastującym wiele zmian...
W nowym miejscu czeka na nią wiele przygód, a jedną z nich jest jej przyrodni brat, Tyler. Ich relacja od początku nie układa się gładko, a to, co do siebie czują daleko wykracza poza platoniczne emocje...
Od momentu, gdy zauważyłam "Czy wspominałam, że Cię kocham?" w zapowiedziach wydawniczych na październik po prostu wiedziałam, że jest to książka, którą muszę przeczytać. Muszę się Wam przyznać, że minęło sporo czasu, odkąd miałam w swoich dłoniach taką typową "młodzieżówkę". A jest to gatunek, od którego nie stronię i który po prostu uwielbiam. Wiecie dlaczego? Bo gwarantuje mi coś, czego po prostu nigdy nie spotkam w prawdziwym życiu (a przynajmniej jest to bardzo nierealne). Uwielbiam sięgać po powieści, które choć nie zawierają w sobie fantastyki, to i tak są magiczne przez wzgląd na treść, którą za sobą niosą. A "Czy wspominałam..." jest właśnie taką lekturą. Gorący klimat, wakacyjna pora i emocjonujące imprezy to coś, czego na próżno mogę obecnie szukać w swoim życiu. Dlatego ta książka okazała się świetną odskocznią od codziennej monotonii.
Estelle Maskame stworzyła lekturę, której się nie czyta, a którą się dosłownie pochłania. Właśnie tego rodzaju dzieła cenię sobie najbardziej. Po ciężkim dniu na uczelni jedynym dla mnie pocieszeniem był fakt, że gdy wrócę do domu, to będę mogła się zanurzyć w fikcyjny świat przedstawiony. Największym tego czynnikiem jest sam pomysł. Owszem, z pozoru koncepcja obrana przez młodą autorkę może się wydawać zbyt oklepana, sztampowa i nudna. Jednak - co najlepsze - nie jest taka ani trochę. Historia wymyślona przez Maskame jest jednocześnie urocza i prosta w swojej wymowie. Ukazuje uczucie, które choć zakazane, od początku wcale się takie nie wydaje. Wydaje się po prostu prawdziwe i ciężko jest jemu zaprzeczyć.
Estelle Maskame z warsztatem pisarskim godnym pozazdroszczenia, napisała powieść, która jest lekka i prosta, a która wciąż potrafi zaintrygować czytelnika. Choć ta autorka zaczęła pisać swoją książkę w wieku siedemnastu lat, śmiem twierdzić, że wyszło jej to naprawdę dobrze. Można to zauważyć nie tylko na podstawie samego stylu, który jeszcze z czasem się przecież wyrobi, ale także i na podstawie wielu innych czynników. Takich jak płynność fabuły, wartka akcja i umiejętne ukazanie chemii pomiędzy bohaterami. A nie ukrywajmy, że takowa chemia jest bardzo istotna, o ile nie najważniejsza. W końcu co byłby to za romans, gdyby sam wątek romantyczny wiał nudą. Ten w "Czy wspominałam..." został ciekawie zarysowany. Relacja Eden i Tylera z pewnością nie należy do najłatwiejszych i najmniej skomplikowanych, ale za to świetnie się o niej czyta!
"Czy wspominałam, że Cię kocham?" to idealny prequel do serii Dimily. Owszem, Estelle Maskame kilka razy podwinęła się noga, np. wtedy, gdy przesadzała w opisach imprez lub, gdy najzwyczajniej w świecie nie działo się nic ciekawego, co by cokolwiek wnosiło do fabuły. Co nie zmienia faktu, że przez całą książkę wręcz "przepłynęłam". Prequel okazał się na tyle satysfakcjonujący i dobry, że wręcz gwarantuje, iż czytelnicy po zapoznaniu się z pierwszym tomem, sięgną po kolejne części. Jeśli szukacie książki, która Was wciągnie w te długie, jesienne wieczory, to się nie wahajcie! Jeśli chcecie lektury, po przeczytaniu której jej treść wciąż będzie Wam krążyła w głowie, to nie ma co się zastanawiać. Gorąco polecam!