Od czasów dawnej świetności Stephena Kinga czytanie horrorów było dość daleko na mojej liście priorytetów i nie mam w tej dziedzinie tak wielkiego doświadczenia jak w przypadku literatury F&SF. Uprzedzam więc od razu, że mogę nie dostrzegać niektórych wad lub zalet tej krótkiej książki.
Wydawnictwo Mag w niedawno rozpoczętej serii horrorów publikuje jak na razie co najmniej przyzwoite, jeśli nie bardzo dobre teksty. Nie inaczej jest w przypadku noweli "Mapa wnętrza" Stephena Grahama Jonesa, rdzennego Amerykanina, który swoje dziedzictwo kulturowe umiejętnie wplata w fabułę, pokazując jego współczesne, przesiąkające tandetą oblicze. Nie zawiera ona niczego szczególnie odkrywczego jeśli chodzi o literaturę grozy. Przeciwnie, Jones zdaje się z rozmysłem korzystać z klasycznych pomysłów i wzorców, umieszczając je w drobiazgowo budowanym z licznych szczegółów kontekście współczesnego życia Pierwszych Amerykanów. Główny bohater książki to dwunastoletni półsierota, Junior, wychowywany przez zapracowaną matkę i opiekujący się cierpiącym na przypominające padaczkę ataki młodszym bratem imieniem Dino. Zachował on nieliczne wspomnienia o ojcu, który utopił się wiele lat wcześniej w niejasnych okolicznościach, pozostawiając rodzinę w trudnej sytuacji. Gdy więc którejś nocy duch ojca powraca do wynajętego domu rodziny Juniora, wraz z nim musimy zdecydować, czy to rzeczywiste wydarzenie czy też raczej sen tęskniącego dziecka albo zwykła halucynacja lunatyka. Junior, próbując samodzielnie rozwikłać zagadkę swojej wizji, kieruje się początkowo głównie uczuciami, ale z czasem zaczyna zastanawiać się nad okolicznościami i przyczynami coraz to bardziej makabrycznych wydarzeń, które podtrzymują w nim przekonanie o wsparciu z zaświatów. I ta część książki najbardziej mi się podobała, pokazując udanie zderzenie dziecięcej naiwności i nadziei z uwalniającą się od mgły pozorów rzeczywistością. Szczęśliwie autor nie skręca tu w rozbudowaną psychoanalizę i umiejętnie utrzymuje napięcie oraz tempo opowieści, tak jak to powinno być w książce napisanej ku rozrywce czytelników. Zwięzłość jest drugim (obok wspomnianej przeze mnie na wstępie spuścizny kulturowej rdzennych Amerykanów) czynnikiem, który ratuje tę książkę przed potencjalnymi zarzutami o wtórność pomysłów i wykorzystywanie kalek fabularnych.
"Mapa wnętrza" była dla mnie bardzo przyjemną lekturą i mam nadzieję, że MAG wyda więcej książek Stephena Graham Jonesa (kolejna, "Jedyni dobrzy Indianie" już jest dostępna). Pozostaje mi więc rozwiązać zagadkę liczby gwiazdek jaką przyznałem tej noweli. Nie jest ona tak wysoka jakby wynikało z powyższej części recenzji a przyczyną tego stanu jest drugie zakończenie książki. Nie zdradzając żadnych szczegółów napiszę jedynie, że książka ma, nie wiedzieć po co, dwa zakończenia, z których pierwsze sensownie harmonizuje z jej treścią. Autor zdecydował się jednak dopisać jeszcze drugie, które mnie osobiście wydało się niepotrzebne i nadmiarowe. Może jednak z czasem przestanę żyć nadzieją i pogodzę się z rzeczywistości doceniając autorski zamiar? Tak czy inaczej, warto tę książkę przeczytać zarówno dla strasznej rozrywki jak i dla smętnej odmienności świata Pierwszych Amerykanów.
Zapomniałbym. Grafika okładkowa Piotra Cieślińskiego, z pełnym detali rysunkiem nadgniłego trupa w obrzędowym stroju plemiennym, jest wspaniała. Wpatrywałem się w nią tylko trochę krócej niż zabrało mi przeczytanie tej książki. :-)