Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Wasz znajomy, który się odżywia podobnie do Was, uprawia ten sam sport i łyka podobne suplementy diety nie choruje tak często jak Wy? Albo dlaczego na raka chorują ludzie, którzy prowadzą higieniczny tryb życia i - co więcej - zawsze tryskali zdrowiem i optymizmem? Czemu stare, krzywdzące powiedzenie "złego licho nie bierze" wydaje się tak bardzo zgodne z prawdą? Ta książka może Wam wyjaśnić bardzo możliwą przyczynę takiego, a nie innego stanu rzeczy.
Mózg może decydować o naszej odporności i stopniu choroby. Nieprawdopodobne?
Paul Martin w tej dość dużej objętościowo książce (która tylko taka się wydaje, ponieważ w środku wilczą część zajmują przypisy) próbuje nam udowodnić, że nasz stan psychiczny przenosi się na to, jak zmagamy się z chorobą lub... że po prostu nagle chorujemy.
Okazało się, że największy odsetek zachorowań odnotowuje się w chwili, gdy ludzie przeżywają jakąś tragedię lub po prostu - gdy wywoła się w nich wiele złych emocji, które zaczynają się nawarstwiać. Także wszelkie sytuacje stresowe, jak na przykład narodziny dziecka, przeprowadzka, więcej obowiązków w pracy, czy kłótnia w rodzinie potrafią znacznie obniżyć naszą odporność.
Ukrywasz swoje prawdziwe uczucia? Dławisz je w sobie i cały czas się uśmiechasz, nie chcąc drażnić innych swoimi problemami? Uważaj, bo bardzo możliwe, że robisz fizyczną krzywdę samemu sobie. Kiedy nie chcesz ulżyć swojemu umysłowi, ten może zacząć szukać innych dróg, by dać o sobie znać. I okazuje się, że nagle podupadasz na zdrowiu...
Pan Martin swoje liczne tezy dowodzi nie tylko badaniami i historiami z życia wziętymi, ale także... przykładami z literatury! I tak, na kartach książki znajdziemy Polyannę, Raskolnikowa, Wertera, Valmonta i panią de Tourvel, Scrooge'a, Colina z "Tajemniczego Ogrodu", Małgorzatę ("Mistrz i Małgorzata"), Hamleta, Makbeta, Króla Leara i wielu, wielu innych. Myślę, że każdy mol książkowy będzie zachwycony takimi cytatami z powieści i sztuk, które już w swoim życiu czytał. Dzięki temu tezy Martina zyskają w ich oczach na autentyczności - nawet, jeśli to badania są bardziej wiarygodne - bo w końcu mole trafią na pole swoich zainteresowań i będą mogły pisarzowi przyznać rację.
"Umysł, który szkodzi" opisuje nam wszelkie możliwe oddziaływania na linii umysł - ciało, pokazuje zależność między naszym charakterem, a prawdopodobieństwem choroby. W sposób wyczerpujący opisuje każde możliwe zagadnienie, które zostało podjęte w kolejnym rozdziale. Jedyna rzecz, której mnie osobiście bardzo brakowało w książce, to kilka akapitów opisujących, jak możemy redukować nasz stres, czy walczyć z negatywnym myśleniem (oprócz znalezienia sobie kilku nowych znajomych, co w książce zostało zaznaczone). Dostaliśmy przecież multum przykładów na to, że nasz mózg potrafi w znacznym stopniu uprzykrzyć nam życie. Chcielibyśmy zacząć się bronić!
O ile sam początek książki był szalenie interesujący i czytałam go z zapartym tchem, to już niestety mój zapał malał wprost proporcjonalnie do ilości przerzuconych stron. Do ostatniej 1/3 książki musiałam się już zmuszać. Dlaczego? Bo zaczęło mnie męczyć, że Paul Martin w niektórych miejscach rzucał typowo medycznymi określeniami, które niestety dla laika takiego jak ja niewiele znaczyły, i trwał w tym tonie nawet przez kolejne trzy strony...
Komu tę książkę mogę polecić? Na pewno komuś, kogo interesuje psychologia lub medycyna. Ale nie tylko - jeśli interesuje Cię literatura popularnonaukowa, to także nie bój się sięgnąć po "Umysł, który szkodzi".