Książka zaczyna się od ważnego zdania: „Czy to nie dziwne, że jedno zdarzenie, jedna sekunda mogą z chirurgiczną precyzją podzielić życie na dwie części, rozharatać je i zmienić na zawsze?”A potem mamy rok 2000 i obraz typowej patchworkowej rodziny, z jednej strony Maria z 10-letnim synem Vincentem z zespołem Downa, z drugiej – Samir, francuski lekarz o korzeniach marokańskich z nastoletnią córką Yasmin. To szczęśliwa rodzina, ale Yasmin przeżywa trudny okres dojrzewania i sprawia trochę kłopotów. A wspomniane na początku zdarzenie to zniknięcie Yasmin, wygląda na to, że popełniła samobójstwo – rzuciła się do morza. Z czasem rodzi się hipoteza, że Yasmin została zamordowana, policja prowadzi śledztwo, jest nawet osoba silnie podejrzana, ale to nie intryga kryminalna jest najważniejsza. Daleko ważniejszy jest opisany przez Marię rozpad rodziny spowodowany zniknięciem Yasmin, rozpad powolny i nieunikniony, zresztą znakomicie przedstawiony, bo pani Grebe z pewnością pisać umie. Poruszające jest pokazanie, że szczęście rodzinne jest ulotne, jedno zdarzenie powoduje, że wszystko wali się w gruzy.
A potem na te same wydarzenia patrzymy oczami Vincenta, który jest całkiem rezolutnym dzieckiem mimo zespołu Downa. I okazuje się, że chłopiec dość dużo widzi, a jego wersja wydarzeń różni się od tej Marii. Okazuje się, że rodzinne szczęście było pozorne, to ciekawe jak te same zdarzenia różni ludzie widzą inaczej...
A potem przenosimy się o 20 lat później – z morza wyłowiono kości kobiety, istnieje podejrzenie, że to szczątki Yasmin, przy okazji mamy wątek policjanta, który wypadki sprzed 20 lat przedstawia jeszcze z innego punktu widzenia. W pewnym momencie robi się dosyć mrocznie, pojawiają się brutalne sceny przemocy, wtedy to porzuciłem audiobooka świetnie czytanego przez Martę Grzywacz oraz Wojciecha Stagenalskiego i dokończyłem lekturę czytając ebooka.
Na końcu mamy logiczne wyjaśnienie zagadki zniknięcia\morderstwa Yasmin, wszystko się pięknie domyka. Ale powtarzam, rzecz nie w intrydze, zresztą bardzo zmyślnie poprowadzonej, ale w jakości pisania, bo pani Grebe po prostu zna swój fach i znakomicie to robi, to rzadka umiejętność wśród autorów kryminałów. No cóż, wydaje ona książki raz na rok, albo i rzadziej, nie to, co nasi rodzimi stachanowcy, co i sześć rocznie mogą machnąć. Ale co tu się dziwić, ostatnio pan Chmielarz w wywiadzie dla 'Magazynu Książki do czytania' nr 1/2024 stwierdził, że „nie ma sensu teraz pisać dobrych książek kryminalnych w Polsce”, że „najlepiej pisać dużo i szybko”. Na pytanie „Najlepiej dla kogo?” odpowiada „Dla wydawców i rynku. Autor nie może pozwalać czytelnikowi o sobie zapomnieć.” Na szczęście są jeszcze pisarze myślący inaczej...
O jakości pisania pani Grebe świadczy też parę cytatów, kilka było dla mnie szczególnie bliskich, na przykład:
„Kto wie, czy z miłością nie jest właśnie tak – że kochamy nie tylko samego człowieka, ale też wszystko to, co dana osoba w nas ożywia i budzi: wspomnienia innych miłości, nieokreślone, ale wywołujące ufność poczucie czegoś znajomego, mimo że przecież nie spotkaliśmy się wcześniej.”
lub
„Bo jeśli coś grozi twojemu dziecku, stajesz się kompletnie bezbronny. Musisz je dotknąć, poczuć ciepło jego skóry, zobaczyć znak życia w jego oczach i dopiero wtedy jesteś w stanie się odprężyć.”