„Mam siebie i nikogo więcej. Mam drogę i wijącą się mgłę. I ten udręczony księżyc”
Co składa się na naszą osobowość? Kiedy zaczyna się ona kształtować? Czy dziecko dorastające w nędzy i od małego uczone, żeby nie ufać innym, jest w stanie się zmienić? Jak brak rodziców wpływa na małego człowieka? Te pytania krążył po mojej głowie, gdy czytałam „Gdy gwiazdy ciemnieją”.
Anna Hart to detektyw, która całą swoją karierę poświęciła na szukanie zaginionych. Jednak kiedy jej życie osobiste legnie w gruzach, wyjeżdża do miasteczka, w którym się wychowywała. Los nie jest dla niej łaskawy. Trafia w środek poszukiwań zaginionej nastolatki. A przeszłość puka do jej drzwi.
Cóż to była za niesamowita książka. Klimatyczna, pełna napięcia i emocji. Świetnie napisany thriller, który nie pozwala się odłożyć. Strony uciekają jedna po drugiej, a ja z wypiekami wciąż zagłębiałam się w tę historię. Dosłownie nie mogłam się oderwać. Z każdą kolejną stroną, historia robiła się ciekawsza. Autorka niesamowicie zbudowała klimat tej opowieści. Małe miasteczko, klimatyczne lasy i nadmorskie klify. Czego można chcieć więcej od klimatycznego thrillera?
Zagadki oczywiście. I tutaj ją dostajemy. Autorka przez praktycznie całą książkę wodziła mnie za nos. Podsuwała tropy, aby za chwilę wykpić moją naiwność. Już dawno tak dobrze nie bawiłam się, czytając thriller. Zostałam wyprowadzona w pole i dopiero na koniec przyszło zrozumienie.
„Gdy gwiazdy ciemnieją” to chwytająca za serce i wzruszająca opowieść. Niejednokrotnie miałam zaciśnięte gardło, a serce waliło mi jak młotem. Historia Anny jest niezwykle przejmująca. A jej praca jeszcze bardziej. Postać pani detektyw była zbudowana wręcz po mistrzowsku. Widać było, że się pogubiła. Że potrzebuje kopniaka w dupę, żeby ktoś naprowadził ją na właściwe tory.
I to mi się bardzo podobało. Bo było ludzkie. Prawdziwe. Nie dostajemy tutaj superdetektywa, który spojrzy na jeden dowód i rozwiązuje całą sprawę. Anna popełnia błędy. Nie ukrywa tego, umie się do nich przyznać. Jednak wyciąga z nich naukę.
Książka była tym bardziej przejmująca, że autorka zawarła w niej część siebie. Niektóre wydarzenia były inspirowane życiem Pauli McLain. Zresztą nie tylko. Autorka poruszyła tutaj głośną sprawę Polly Klaas, której zniknięcie przyczyniło się do zrewolucjonizowania sposobu poszukiwań dzieci.
Zdecydowanie nie jest to lekka historia. Ona jest wręcz przesiąknięta cierpieniem i obrzmiała od żalu i smutku. To dlatego tak zapadła mi w serce. Poruszyła we mnie coś. Czytałam ją z zaciśniętym gardłem i łzami w oczach. Dotąd rozpamiętuję niektóre fragmenty. Analizuję je i zdecydowanie wiem, że wrócę ponownie do tej historii. Ponieważ uważam, że to jedna z tych książek, w której znajdziemy różne emocje, w zależności od tego, w którym punkcie życia jesteśmy.
Do tego bardzo spodobał mi się język, jakim posługuje się autorka. Dlatego też wielkie brawa dla tłumaczki, która przepięknie przełożyła tę książkę na nasz język. Cudownie oddała ducha tej opowieści. Tę rozpacz, która wyziera spomiędzy liter.
Autorka porusza w niej wiele ciężkich tematów. Stratę, cierpienie, molestowanie, gwałty, porwania, morderstwa, porzucenie, adopcję i to jak wpływa ona na dziecko. Jak brak rodziców biologicznych wpływa na poczucie przynależności dziecka. Jak wydarzenia w dzieciństwie sprawiają, że dziecko rzuca „znak Batmana”, który przyciąga zło.
Zdecydowanie jest to książka, która trafi do mojego książkowego top. Jest to jedna z bardziej emocjonalnych książek, które przeczytałam. Jeżeli lubicie ciężki klimat, dobre portrety psychologiczne postaci i zagadkę, która jest nieoczywista, to zdecydowanie Wam polecam!