Zuzanna Głogowska urodziła się w 1979 roku, a obecnie mieszka w Nowym Jorku, w którym to ukończyła Brand College. Współpracowała z "New York Times", a od 2008 roku pisała felietony do "Bluszcza". Na rynku wydawniczym zadebiutowała zbiorem felietonów "Manhattan pod wodą", jednak zapowiada się na to, że nie jest to jej ostatnie słowo, gdyż właśnie pracuje nad swoją pierwszą powieścią.
"Manhattan pod wodą", to zbiór czterdziestu trzech felietonów, które opublikowane zostały na łamach nieistniejącego już niestety "Bluszcza". We wstępie autorka pisze o tym, że ostatnio zadzwoniła do niej znajoma z pytaniem, czy wyskoczy w tym tygodniu z nią ze spadochronem, na co Głogowska odpowiada "Albo wyskoczę, albo nie. O tym jest ta książka" i faktycznie tak się właśnie dzieje.
Tematyka felietonów jest tak różna, jak różne są sytuacje, które napotyka w życiu autorka. Opowiada ona między innymi o tym, jak prowadziła służbę w formie wolontariatu w więzieniu Sing Sing, w jaki sposób poznała swojego kota Kapcia, który jest cukrzykiem oraz dlaczego nie zgodziła się handlować narkotykami na zatłoczonych ulicach Brooklynu.
Czytając tę książkę możemy poczuć się jak dobrzy znajomi autorki, z którą to wspominamy wspólnie spędzony czas. Wpływa na to styl w jakim pisze Głogowska. Jest on bardzo rzeczywisty, a wszelkie komentarze i przemyślenia szczere, przez co wczytując się w tekst na kolejnych stronach, czujemy się tak, jakbyśmy autorkę znali od lat. W ciekawy sposób opisany został tu również Nowy Jork i jego mieszkańcy. Możemy poznać ich naturę, przyzwyczajenia oraz znaki szczególne, które pozwolą nam odróżnić bez zadawania pytań, kto jest rdzennym mieszkańcem tego wielkiego miasta, kto mieszka tu od niedawna, a kto przyjechał je tylko odwiedzić. Autorka ciekawie również pisze o ludziach spotkanych na ulicach Warszawy oraz o różnicach, które dzielą te dwie społeczności wielkich miast oddzielonych od siebie przez ocean.
Przyznam się szczerze, że brakuje mi zbiorów felietonów na polskim rynku wydawniczym Mam wrażenie, że oprócz Manueli Gretkowskiej i właśnie Zuzanny Głogowskiej reszta opiera się o felietony (na niestety żenująco niskim poziomie) w pełni poświęcone Show Biznesowi i światku politycznemu, które pisane są przez Wojewódzkiego, czy Hołdysa. Gdzieś tam próbuje przekrzyczeć ich Magda Gessler porównując seler do włoskiego kochanka, jednak czy jej to wychodzi, czy nie pozostawię bez komentarza. No dobra, muszę wspomnieć jeszcze o "Makatce" napisanej wspólnie przez Katarzynę Grocholę i jej córkę Dorotę Szelągowską. Faktycznie spojrzenie na jedną rzecz z perspektywy dwóch pokoleń bardzo mi się podobało, jak z resztą styl, w jakim Panie piszą. No ale to dalej mało. Brakuje mi Jeremiego Clarksona w polskim wydaniu, kogoś kto byłby w stanie pisać dobrze i z klasą, nie tylko o blasku Show Biznesu, a raczej faktu, że mu go brakuje, czy kolejnych kłótniach w sejmie. Dlaczego Gretkowska i Głogowska, to jedyne osoby, które potrafią zaciekawić czytelnika zwykłymi, codziennymi sytuacjami. Być może w przyszłości się to zmieni, tymczasem nie pozostaje nam nic innego jak docenić to, co mamy i czekać na kolejne zbiory ciekawych i wciągających tekstów, o codziennym życiu przepełnionym różnego rodzaju perypetiami, z kompilacją wzlotów i upadków. Liczę, że z czasem będzie takich więcej.
Książka wydana została za pośrednictwem wydawnictwa Elipsa. Wspomnę również o ciekawym pomyśle na okładkę. Z jednej strony autorka schodzi do podziemi nowojorskiego metra, z tyłu jednak wychodzi z podziemi metra warszawskiego, co świetnie oddaje charakter książki. Swój egzemplarz kupiłam w księgarni Matras za 34,99 i muszę przyznać, że są to dobrze wydane pieniądze, a do książki pewnie jeszcze nie raz wrócę.