Są ludzie mający dar opowiadania. Do takich z pewnością należy Janusz Leon Wiśniewski. Niedawno skończyłem lekturę zbioru pod tytułem "Molekuły uczuć". W tym tomie opowiadań, a raczej felietonów przeradzających się w opowiadania, możemy przeczytać aż siedemnaście utworów. Aż siedemnaście, choć tom nie jest zbyt gruby. Po prostu Wiśniewski napisał krótkie, bardzo krótkie teksty.
No, fajnie, ciekawe. Tylko czy ilość przeszła w jakość? Jakby tu powiedzieć? Ani nie odrzucam, ani nie przytulam do serca. Uczono mnie w liceum ( rocznik 1987) że opowiadanie i felieton to całości zamknięte. Mam również świadomość, że istnieją pisarze - eksperymentatorzy. Pracują nad tekstem trochę ( zupełnie) inaczej niż przewiduje program nauczania. Samo to, że forma utworów nie jest jednolita, może przyczynić się do uznania Wiśniewskiego za eksploratora tekstu. To jednak nie koniec. Autor opowiadając każdą historię, poszukuje skrótowości, esencjonalności. Przemierza z bohaterami dwadzieścia lat poprzez dwa, trzy, góra cztery zdania. Następnie kreśli los bohatera jednym wyimkiem, akantem. To mi się podobało, te molekuły zawierające główne przesłanie opowiadania. Być może powtarzalność pewnych sztuczek literackich znudzi czytanie, lecz wydaje się że poprzez pisanie takich krótkich form Janusz Wiśniewski uczył się. W dłuższych formach widać owoce pisania wprawek, do których należą niewątpliwie opowieści z tomu "Molekuły uczuć".
Przepraszam konserwatywnie wyuczonych. O formie powinno się mówić w końcowej fazie recenzji. Na początku artykułu zazwyczaj znajdujemy słowo o głównych bohaterach i treści.
Są dwa powody dla których zmieniłem kolejność podawania dań w czasie obiadu. Z uciech stołu, które zaserwował Wiśniewski w "Molekułach uczuć", bardziej pamiętam właśnie formę niż treść.
A co konkretnie pamiętam z treści "Molekuł ..."? To, że każda opowieść wynika z zupełnie innych przesłanek. żWiśniewski pokazuje to samo uczucie - miłość, ale przecież w każdym opowiadaniu z innej perspektywy. Zwiedzamy przy okazji świat geograficznie, topograficznie. Dostaliśmy siedemnaście molekuł uczuć które rozgrywają się każda w innym czasie i miejscu, ba!, są również wspomnienia Autora. Dotyczą genezy debiutu Wiśniewskiego, "S@motności w sieci". Nigdy bym się nie spodziewał że wszystko zaczęło się w kolejowym barze ...
I to wszystko. To wszystko co zapamiętałem z treści wszystkich opowiadań zawartych w tomie "Molekuły uczuć". Niewiele jeśli chodzi o treść, trochę więcej o formie mogę powiedzieć.
Czy warto przeczytać. Jednak warto. Spędziłem kapitalny czas z książką Wiśniewskiego. A że mało pamiętam? Cóż - składam to na garb pięćdziesięciu dwóch lat, które za mną. Wiele rzeczy powtórzyło się przez ten okres. Nie nadążam.