Siedemnaście lat temu Julia porzuciła wszystko to, co dotychczas znała, by narodzić się na nowo. Teraz, mając u boku kochającego męża i stałą, dobrze płatną posadę, czuje, że wreszcie wszystko jest na swoim miejscu. Wydarzenia z przeszłości wciąż jednak skrywa głęboko w sobie- zdarzyło się wówczas coś, nad czym trudno przejść do porządku dziennego. Mimo tego stara się żyć pełnią życia. I przede wszystkim wreszcie czuje się bezpiecznie. Do czasu, aż ilość dziwnych zbiegów okoliczności nie budzi jej podejrzeń.
Czy to możliwe, że mężczyzna, z którym była siedemnaście lat temu postanowił sobie o niej przypomnieć?
Co zrobić, gdy tragiczna przeszłość puka do drzwi? Uciekać? A może... walczyć?
Przyznam, że głównie przyciągnął mnie do tej książki tytuł. Nie ma co, autorka wiedziała, jak zainteresować czytelnika. Zdawał mi się swoistym wołaniem o pomoc, tak więc nic dziwnego, że byłam ogromnie ciekawa historii, która czekała na mnie wewnątrz. Jako że temat dosyć mocny, spodziewałam się sporego emocjonalnego uderzenia. Cóż, tutaj niestety nie do końca wyszło.
Julia jest piękną, wysportowaną kobietą, która życiową stabilizację osiągnęła dzięki ciężkiej pracy i wsparciu męża, Wiktora. Siedemnaście lat temu przeżyła prawdziwe piekło na ziemi za sprawą byłego partnera, Krzysztofa, który -mówiąc krótko- bił ją. I o ile kobieta potrafiła mimo wszystko trwać przy swoim oprawcy, wmawiając sobie, że mężczyzna się zmieni, o tyle wydarzenia tego jednego dnia sprawiły, że postanowiła uciekać. Nigdy nie wybaczyła sobie zbyt długiego trwania u boku potwora. Nigdy też nie zamierzała wybaczyć Krzysztofowi tego, co zrobił. A jednak po całym tym czasie ktoś nieustannie przypomina jej o wydarzeniach sprzed lat; serduszko namalowane na samochodzie, książka, która była jak sygnał. Dziwne emaile z fałszywych kont. Wszystko to wskazuje na to, że jej przeszłość postanowiła o sobie przypomnieć.
Zacznę od plusów, do których zdecydowanie należy pomysł na fabułę. Nieustannie słyszymy historie o domowej agresji- czy to fizycznej, czy psychicznej. Opowieści kobiet, często latami katowanych przez swoich partnerów. Zanim mnie zabijesz opowiada dokładnie o tym samym- o bohaterce, która zaślepiona uczuciem trwała u boku potwora. Ona zdecydowała się jednak odejść, a wszyscy dobrze wiemy, że nie każdy ma na to odwagę lub możliwości. Życie pisze różne scenariusze. Tematykę więc zapisuję dla powieści pani Er jako plus i zasadniczo to byłoby na tyle, jeżeli chodzi o mocne strony książki.
Coś od początku nie grało mi podczas lektury; długo nie mogłam zrozumieć, o co chodzi. Po namyśle doszłam jednak do wniosku, że to m.in. styl autorki, a może jego poprawność. Czytając miałam wrażenie, że mam przed oczami opowieść pisaną według jakiegoś klucza, coś jak tekst na egzaminie maturalnym, gdzie nie ma miejsca na jakiekolwiek szaleństwa. Było poprawnie i zarazem nudno, co sprawiało, że dość krótką książkę męczyłam o wiele dłużej niż zazwyczaj. Dodam jeszcze, że zbędnych opisów było tu o wiele za dużo, co dodatkowo męczyło. Gdyby skupić się tylko na ważnych aspektach książki, to ta historia mogłaby się udać. A tak mamy dobry pomysł i słabe wykonanie. Identycznie rzecz się ma z bohaterami- są płascy, bez konkretnych rysów charakteru, przez co wręcz niemożliwi do zapamiętania.
W pewnym momencie pogubiłam się w wydarzeniach. Dlaczego? Otóż autorka chyba chciała czytelnikowi troszkę namieszać w głowie i nagle z jednego podejrzanego o stalking zrobiło się kilka osób. Jeszcze żeby pozostali mieli jakieś racjonalne powody do prześladowania Julki, to mogłabym zrozumieć. Niestety, są tutaj wciśnięci na siłę, jakby mieli tym samym rozruszać tę historię i sprawić, że odbiorca nie będzie się nudzić. Cóż...
Reasumując, pomysł na fabułę jak najbardziej na plus. A jednak wykonanie sprawiło, że ciężko przez tę lekturę przebrnąć. A miało być tak emocjonalnie.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Novaeres :)