Mark przeprowadza się z mamą i ojczymem do Brighton. Prawdziwy ojciec zostawił ich i został w Londynie. Mark tęskni za nim, poza tym nudzi się i czuje się odrzucony i niezrozumiany. Ojczym opiekuje się chorą żoną, która jest zbyt słaba, aby robić to, co dawniej Mark uwielbiał - biegać po mieście, zwiedzać. Chłopiec zaprzyjaźnia się ze staruszką mieszkającą w suterenie ich kamienicy. Za drzwiami jej mieszkania odkrywa kilka pustych pokoi, w których dawniej mieszkała i pracowała służba. Gdy pewnego dnia zakrada się do nich podczas drzemki starszej pani odkrywa inny świat - pełen duchoty, popiołu, brudu i smrodu świat dawnej służby starego Brighton. Spotyka kamerdynera, gospodynię, kucharkę, pokojówkę i podkuchenną, jest zszokowany ich smutną, pełną pracy ponad siły egzystencją.
Podczas jego wypraw w dawny świat czas w rzeczywistości stoi w miejscu. Matka jest coraz bardziej chora i słaba, a Mark czuje się coraz bardziej nieszczęśliwy. Coraz częściej ucieka w świat wyobraźni. Pomaga służącym wysprzątać pomieszczenia, co sprawia, że czuje się pożyteczny, daje im to większą siłę do pracy. Ostatecznie mama marka zdrowieje, a on zaczyna przekonywać się do ojczyma.
Mroczna, a jednocześnie elegancka opowieść z przepiękną, zachwycającą okładką:) To historia o samotności dziecka, bólu straty i potędze wyobraźni. Zachwyciła mnie delikatnością, łagodnością, tak rzadką dzisiaj, przypomniała mi dawne powieści dla dzieci, choć jest w niej większa głębia i mądrość, nie do końca zrozumiała nawet dla mnie, a co dopiero dla nastoletniego czytelnika - ale może właśnie o to chodzi, o mnogość interpretacji, o to, żeby każdy zrozumiał ją po swojemu? Czuję też niedosyt - książka jest za krótka, nie rozwija wielu wątków, jest skrótowa. Ale pomijając to wszystko i tak jest urocza.
Chciałoby się, aby spotkania ze służbą były prawdziwe, aby autor rozwinął ten wątek, aby Mark bardziej zagłębił się w świat dawnego uzdrowiska. Zdaje się jednak, że to tylko wyobraźnia opuszczonego dziecka pracowała pełną parą, a za drzwiami mieszkania staruszki wcale nie ukrył się inny wymiar. Z jednej strony szkoda, z drugiej - to właśnie o to chodziło autorowi. Nie wiem do końca, w jaki sposób wysprzątanie przez Marka pomieszczeń służby mogło wpłynąć na stan zdrowia matki - może pełne popiołu, dymu, duchoty i brudu pokoju były jakąś alegorią organizmu matki? Lecz w jaki sposób Mark miał na niego wpływ - nie wiem. Nie rozumiałam też do końca, co jest jego wyobraźnią, a co rzeczywistością, ale nie zepsuło mi to przyjemności trzymania w ręku tak pięknie wydanej książki i czytania tak dobrze napisanego opowiadania.
http://zielonowglowie.blogspot.com/