„Bestie zagłady” autorstwa Ayany Gray to kontynuacja książki „Drapieżne bestie”, która oczarowała mnie bujnymi opisami przyrody oraz „dzikością” i mrokiem, które królują w tej historii od samego jej początku.
Bestie powracają, by udowodnić, że tylko lojalność, przyjaźń i miłość mogą nas wyprowadzić z ciernistego labiryntu.
Koffi zapłaciła wysoką cenę za swoje poświęcenie. Teraz jest sługą Fedu, który więzi ją - i inne daraja o niezwykłych mocach - w Ciernistym Grodzie. Przebiegły bóg śmierci chce zmusić dziewczynę, żeby doskonaliła umiejętności i pomogła mu zniszczyć świat.
Koffi wie, że jej jedyną szansą jest ucieczka, ale do tego potrzebuje sojuszników. Ciernisty Gród otacza magiczna, niebezpieczna mgła, w której czają się potwory… Komu może zaufać w tym obcym miejscu?
W tym samym czasie Synowie Sześciu, których Ekon dawniej nazywał braćmi, szukają go w całym mieście. Jeśli chłopak chce przetrwać, a potem odnaleźć i uwolnić Kofii, musi opuścić Lkossę. Wędrówka przez dzikie ostępy okazuje się nie tylko misją ratunkową, ale także podróżą, podczas której na jaw wychodzą od dawna skrywane rodzinne tajemnice chłopaka, z którymi przyjdzie mu się zmierzyć.
Rozdzieleni przez bogów Koffi i Ekon będą musieli zaryzykować wszystko, żeby się odnaleźć i zmierzyć z bestią.
Moją recenzję rozpocznę od pewnej rady: jeśli nie czytaliście poprzedniej części, radzę Wam ją nadrobić przed rozpoczęciem tej książki. Dlaczego? Fabuła „Bestii zagłady” rozpoczyna się w momencie, w którym został zakończony poprzedni tom. Może i w trakcie czytania znajdziecie kilka nawiązań do poprzedniej części, to jednak by w pełni cieszyć się z lektury, niezbędna jest znajomość „Drapieżnych bestii”.
Ayana Gray wprowadza nas głębiej do stworzonego przez siebie samą świata, gdzie zło czai się na każdym kroku. (To jedna z tych cech, za którą kocham tę historię.) Autorka odsłania przed nami więcej tajemnic, które nie dawały nam spokoju w trakcie czytania „Drapieżnych bestii”. Nie będę ukrywać, że ten tom czytało mi się zdecydowanie lepiej niż poprzedni.
Przyznam, że „Bestie zagłady” to bardzo dobra kontynuacja, która świetnie współgra z pierwszym tomem. Akcja poprzedniej części w moim odczuciu była momentami aż nadto powolna. Przeczuwam, że „Drapieżne bestie” miały za zadanie wprowadzić mnie do nowego świata, dlatego też akcja była jaka była. Na szczęście fabuła drugiego tomu z każdym rozdziałem nabiera tempa i zaprowadza nas do finału, który...
No właśnie, zakończenie tej książki bardzo mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że autorka przez cały czas ukrywała takiego asa w rękawie. Dosłownie, kiedy przeczytałam ostatnią stronę, na mojej twarzy pojawił się szok i niedowierzanie. Ten finał to istna wisienka na torcie, dla którego warto jest zapoznać się z tą serią.
Czy książkę polecam? Pomimo mieszanych uczuć co do pierwszego tomu, uważam, że warto zapoznać się z tą historią ze względu na liczne stworzenia, których nikt z nas nie chciałby spotkać na swojej drodze. (Tak między nami, gdyby tylko istniała taka możliwość, zaadoptowałabym któregoś z nich, by trzymać go zawsze przy sobie, kiedy osoba, której nie znoszę, pojawiłaby się w moim pobliżu...) Polecam Wam również sięgnąć po ten cykl ze względu na poruszone w nim kwestie: znajdziecie tutaj fragmenty mówiące o dyskryminacji, czy lepszym poznawaniu samego siebie.
„Polowanie trwa...”