Każdy z nas ma własne wyobrażenie Indii. Najczęściej jednak, pierwsze skojarzenia związane z tym krajem, to niespotykana ilość kolorów, zapachy egzotycznych kwiatów i dźwięki ,bransolet, naszyjników, łańcuszków, szelest wielobarwnych tkanin oraz język hindi, który niesie się echem podczas modlitw.
„Tygrysie Wzgórza” , Sarity Mandanny, to magiczna opowieść o miłości, przeznaczeniu i odwadze . W tej barwnej powieści Indie brzmią dźwiękami natury.
Upalnego lata, pod koniec XIX wieku, przychodzi na świat Dewi, magiczna dziewczynka z promiennym uśmiechem i dobrym sercem. Jej przyjacielem zostaje sympatyczny chłopczyk Dewanna. Razem dzielą smutki i radości, dwie papużki nierozłączki. Kiedy nastoletnia Dewi spotyka Macku, pogromcę tygrysa, wszystko się zmienia. Dziewczyna zakochuje się w nim wie, że żadna siła na świecie nie jest tego w stanie zmienić. Niestety kiedy w sercu Dewanny budzi się uczucie do Dewi silne i niepokojące, sprawy przybierają niespodziewanie tragiczny obrót.
Zapewne nie będę oryginalna jeśli napiszę, że ta książka w magiczny sposób czaruje czytelnika. W sumie nie powinno to dziwić, powieść napisała kobieta, dla której rejony opisywane w książce są szczególnie bliskie. Rodzina Sarity Mandanny pochodziła z obszaru Kodagu, miejsca gdzie toczy się akcja powieści. Sarita jako mała dziewczynka fascynowała się historiami opowiadanymi przez dziadka i to jest widoczne, w książce spotykamy przypowieści ludowe i legendy, które matki opowiadają dzieciom do snu. Miłość autorki do Indii widoczna jest w każdym zdaniu, to żywa opowieść, która porusza serca.
Od pierwszych stron zauważamy, że język powieści jest barwny i lekki jak piórko, niesamowicie plastyczne opisy zielonych wzgórz tchną realizmem, uroczystości ślubne pachną dziką róża, jaśminem i sproszkowana henną. Czytając przenosimy się w inny świat. Jednak myli się ten kto myśli, że „Tygrysie Wzgórza” to tylko słodka opowieść. Historia opisana w książce jest jak mieszanka egzotycznych przypraw, słodka i barwna jak szafran, gorąca i paląca jak chili oraz gorzka jak gorczyca.
Plusem dla autorki jest też to, że w opowiadaniu nie zabrakło autentycznych zdarzeń z kart historii, co prawda Mandanna nie rozpisuje się zbytnio nad tymi wydarzeniami, ale w znaczący sposób podkreśla upływ lat, zmiany na arenie politycznej. Czas w powieści nie stoi w miejscu, płynnie przechodzimy przez kolejne lata, towarzysząc bohaterom w ich zmaganiach o szczęście.
Postacie w „Tygrysich wzgórzach” stworzone są z rozmachem, Dewi, to kobieta gorącej krwi, uparta i dążąca do celu, poznajemy jej myśli i pragnienia żałuję tylko, że autorka przez chwilę dała nam dobrze poznać Dewannę, kiedy dorasta i zmienia się w mężczyznę, przesuwa go na dalsze tło. Pierwszymi skrzypcami w książce jest Dewi, to wokół niej pojawiają się inne postacie, kochani rodzice, zauroczeni mężczyźni, zazdrośni sąsiedzi.
W książce nie brakuje obco brzmiących słówek, nadają one realizmy opowieści, jednak tutaj pojawia się niewielki problem, słownik znajduje się na końcu książki i zanim poznamy znaczenie poszczególnych słów to ciągłe szukanie ostatniej strony może być uciążliwe.
Na wielki plus zasługuje szata graficzna książki, okładka jest urokliwa, kolorystycznie zachwycająca, każdy rozdział opatrzony jest rysunkiem, wzorem stworzonym do malowania henną.
Poddałam się tej książce, jej urok mimo, że nie raz dość bolesny spowodował, że oderwałam się od ziemi, przenosząc w świat silnych ludzi, z tradycjami, pasjami i wielkimi namiętnościami.
Ta książka uwiedzie każdego kto tylko da się porwać chwili.