Lubię kryminały, thrillery, powieści sensacyjne. Oczywiście dobre – ale kto lubi złe? Ostatnio poszukuję nowych autorów tego rodzaju literatury. Naturalnie nowych dla mnie, bo duża część blogosfery już się z nimi zaznajomiła. Stąd moje zainteresowanie „Morderczą grą” autorstwa Heather Graham. Jest to moje pierwsze spotkanie z Jej twórczością. Czy udane? Czy zaliczę Ją do grona moich ulubionych autorów? O tym za chwilę…
"Heather dorastała na Florydzie, tam ukończyła studia poświęcone teatrowi. Podczas lat studenckich dużo podróżowała po Europie, Azji i Afryce. Po uzyskaniu dyplomu zaczęła występować w teatrze; dorabiała także jako kelnerka i barmanka. Po urodzeniu trzeciego dziecka zdecydowała, że najwyższy czas spełnić życiowe marzenie i zacząć pisać. W 1982 r. udało się jej opublikować pierwszą książkę. Ma w swoim dorobku ponad 70 powieści, które nie tylko sprzedały się w ponad 20 milionach egzemplarzy w 15 językach, ale także zdobyły liczne wyróżnienia i nagrody. Ta niezwykle płodna pisarka umiejętnie godzi karierę z życiem rodzinnym. Zapytana o to, co w swoim zawodzie lubi najbardziej, odpowiada: "Płacą mi za to, co kocham robić". Więcej informacji na temat Heather Graham można znaleźć na jej stronie internetowej:
http://www.eheathergraham.com/"
Źródło :
http://harlequin.pl/ksiazki/mordercza-gra-1Szkocja, zamek Lochlyre – własność Jona Stuarta, znanego pisarza i organizatora corocznej imprezy pod nazwą Tydzień Tajemnic, z której dochód przeznaczony jest na cele charytatywne. To tu autorka umiejscowiła akcję swojej powieści. Tu również w niewyjaśnionych do końca okolicznościach zginęła żona Jona Stuarta – Cassandra. Właśnie w czasie Tygodnia Tajemnic. Czy popełniła samobójstwo? A może był to nieszczęśliwy wypadek? Jest jeszcze trzecie wytłumaczenie tego wydarzenia – wytłumaczenie, do którego zdaje się przychylać mąż Cassandry – ktoś ją zabił.
Minęły trzy lata. Przez ten czas Jon nie organizował imprezy. Tęsknił za żoną, nie mógł pogodzić się z jej śmiercią, a może dręczyły go wyrzuty sumienia? I choć oficjalne śledztwo zakończyło się stwierdzeniem, że Cassie popełniła samobójstwo, to nikt znający ją bliżej w to nie wierzył.
Jon postanowił sam znaleźć zabójcę – nie mógł przecież liczyć na to, że sprawa wyjaśni się bez jego udziału. Do swojej posiadłości zaprosił więc wszystkich uczestników wcześniejszego pechowego Tygodnia Tajemnic na kolejną imprezę charytatywną. Jedyną osobą, która nie uczestniczyła w poprzedniej zabawie była Sabrina Holloway. Dla dodania dramatyzmu całej imprezie w podziemiach zamczyska powstała galeria figur woskowych – dodam, że sporządzona z niesamowitym realizmem przez asystenta Jona, Josjuę Valine, świetnego rzeźbiarza – a przedstawiająca najbardziej znane w historii postaci w chwili ich śmierci. Śmierci zawsze tragicznej – przez ścięcie (Ludwik XVI i Maria Antonina, Anna Boleyn), spalenie na stosie (Joanna d’Arc), czy też poderżniecie gardła przez Kubę Rozpruwacza. Ażeby podnieść grozę na najwyższe poziomy twarzy tym wszystkim figurom użyczyły osoby zaproszone do uczestnictwa w Tygodniu Tajemnic. Nie ma co mówić – pomysł przedni. Czy któraś z Was chciałaby zobaczyć swoją głowę na chwilę przed ścięciem jej przez kata? Ja niekoniecznie…
W takiej oto tajemniczej i budzącej grozę scenerii rozpoczyna się kolejne spotkanie uczestników wcześniejszego dramatu. Czy wśród nich jest faktycznie morderca Cassie? Czy Jon go odnajdzie? Co jeszcze zdarzy się w czasie Tygodnia Tajemnic? Chcecie wiedzieć? Przeczytajcie sami, bo ode mnie niczego więcej się nie dowiecie…
Sceneria prawie jak z powieści Agathy Christie – określona liczba osób (w tym wypadku pechowa trzynastka), stare zamczysko, lochy z budzącą strach wystawą figur woskowych, krypta z sarkofagami zmarłych z rodziny Stuartów i do tego śnieżyca odcinająca bohaterów od świata. W takiej grupie wszystko się może zdarzyć, nawet akcja rodem z „Dziesięciu małych Murzynków” królowej kryminałów. Pomysł na kryminał fantastyczny – a jak jego realizacja?
No cóż … na pewno nie będę Was zniechęcać do przeczytania tego kryminału z elementami thrillera i romansu. Zawsze uważam, że każdy sam powinien zbudować swoją opinię na podstawie własnej lektury danej pozycji. Ja myślę, że w tym wypadku realizacja kroczyła od samego początku parę kroków za pomysłem.
Książkę czyta się bardzo szybko i to nie tylko dzięki dużym literom czy odpowiedniej interlinii, co jest zasługą wyłącznie wydawcy. Powieść jest przede wszystkim dobrze i logicznie napisana, fabuła toczy się bardzo wartko i interesująco. Jest dużo dialogów i parę zwrotów akcji. Podobał mi się również dość ciekawy chwyt zastosowany przez autorkę, gdy kilka razy urywała akcję w dramatycznym momencie i zostawiała czytelnika w niepewności, co dalej stało się z potencjalną ofiarą. Czy po przeczytaniu kolejnych stron zastaniemy ją wśród żywych, czy może jednak leży już z poderżniętym gardłem, wbitym nożem w plecach albo inną raną, która pozbawiła ją życia. Przyznam, że w tych sytuacjach już mi się wydawało, że trzymam mordercę za kołnierz i teraz tylko będę dowiadywała się, jakie były powody jego postępowania, a tu pani Graham znowu wyprowadzała mnie w pole i szukanie przestępcy zaczynało się od nowa. Był więc również element zaskoczenia na końcu, gdy nastąpiło rozwiązanie całej zagadki kryminalnej. Nastrój potęgowany był przez kilka dość niepokojących opisów domostwa:
"Hol wyglądał trochę przerażająco. Na ścianach tańczyły cienie. Z zewnątrz dochodziło zawodzenie wiatru. Wydawało się, że cała budowla ożyła, że nawet ściany oddychają. "[str.174]
„Mordercza gra” posiada więc wszelkie atrybuty dobrego kryminału, ale…
No właśnie, ale… powiedziałabym, że w tym kryminale jest za mało kryminału, a za dużo romansu. I choć wątek miłosny jest bardzo ciekawie wkomponowany w treść opowieści – zahaczamy o jego przeszłość, poznajemy chwile, kiedy wszystko się zaczęło, a także wahania, jakim poddani są bohaterowie głównej historii miłosnej – to jednak w moim odczuciu pojawia się za często. Tym bardziej, że nie jest to jedyny wątek romansowy w powieści.
Łapałam się również na tym i to przez przynajmniej połowę powieści, że nie do końca odróżniałam bohaterów. Musiałam zerkać do wcześniejszych rozdziałów i przypominać sobie, kim dana osoba była i o kogo tak naprawdę chodzi. Nie lubię takich sytuacji (i chyba nie tylko ja), bo nie potrafię wtedy skupić się całkowicie na akcji. Powodem tego było słabe wykreowanie przez autorkę poszczególnych postaci. Pisarka podaje nam o każdym bohaterze swojej powieści kilka suchych faktów i na tym niestety poprzestaje. Brakuje emocji, jakie targają tymi ludźmi, potraktowania ich w sposób indywidualny, a nie jak stada owieczek prowadzonych na rzeź.
Z kryminałem Heather Graham przeżyłam parę dość udanych godzin. Nie jest to na pewno lektura wysokich lotów, ale nie tego od niej oczekiwałam. Chciałam spędzić trochę czasu w atmosferze tajemnicy, napięcia, strachu. Rozwiązać jakąś zagadkę kryminalną (to mi się nie udało, co jest dużym plusem powieści).
Jeśli nastawiacie się na tego typu powieść, to na pewno nie będziecie zawiedzeni. Heather Graham pisze prostym, lekkim językiem, nie wymaga od Was większego skupienia i nadaje się w 100% na „odstresywacz”. Zwolennikom mocnych, brutalnych, makabrycznych kryminałów odradzam – na pewno nie znajdziecie w tej książce tego, czego szukacie. Ja na pewno sięgnę po kolejne powieści autorki, bo ciekawa jestem, jakie jeszcze intrygi dla nas wymyśli i liczę przy jej utworach na doskonałą zabawę. Z nieraz pojawiającym się uśmiechem na twarzy….
moja ocena: 6/10