"Przy pewnym wysiłku można udać przed sobą, że się nie istnieje. Mianowicie z pomocą wyobraźni, która sobie wyobraża, że jej nie ma."
S. Mrożek
Stała na bibliotecznej półce, a że ostatnio Sławomir Mrożek jest mi bardzo bliski, to nawet przez sekundę nie zastanawiałam się nad wzięciem tej książki.
A był to album autorstwa Andrzeja Nowakowskiego zatytułowany po prostu "Sławomir Mrożek".
Ukazał się on w 2005 roku we współpracy Towarzystwa Autorów i wydawców Prac Naukowych Universitas i wydawnictwa Noir sur Blanc.
Andrzej Nowakowski jest tu autorem fotografii, które dodatkowo uzupełnił cytatami Sławomira Mrożka.
Dodatkowo album ten zawiera obszerny esej Michała Pawła Markowskiego zatytułowany "Mrożek: nieobliczalne". Są to rozważania na temat tych konkretnych akurat zdjęć w odniesieniu do twórczości pisarza i jego samego.
Jak dla mnie jest to bardzo refleksyjny album. W nim występuje Mrożek ironiczny, pełen zadumy, pełen obaw. Po prostu smutny, czy też zamyślony. Jakby nieobecny. Taki zwyczajny a przy tym taki niezwykły.
We wstępie Andrzej Nowakowski napisał:
"Te zdjęcia są zapisem mojego osobistego czytania Sławomira Mrożka, czytania o tyle szczególnego, że postać staje się tu ważniejsza niż jego dzieło. To ryzykowne przedsięwzięcie, mam tego świadomość.Czy ten album tworzy wiarygodny portret Sławomira Mrożka? Nie wiem. To tylko moja fotograficzna opowieść o pisarzu, którego dzieło jest dla mnie bardzo ważne."
Oglądając te fotografie ogarnął mnie wewnętrzny spokój i ciepło. Pomyślałam sobie jak ja nie znałam tego pisarza. Był mi zupełnie obcy. Gdzieś tam kilkanaście lat temu na lekcji języka polskiego było Tango, a później nic. Cisza. Żadnych skandali, plotek i wywiadów. Po prostu żył, gdzieś tam w innych krajach i pisał... Robił swoje i za to z każdą chwilą cenię go coraz bardziej.
W eseju Michała P. Markowskiego przeczytałam o Mrożku mizantropie, czy oby nie za radykalne stwierdzenie? Czy człowiek kochający i kochany może być mizantropem? Może.
Sam autor tłumaczy to w ten sposób:
"To prawda, że raczej unikam ludzi, ale nie z "nielubienia", tylko dlatego, że jestem na ludzi wrażliwy i dla mnie każde spotkanie, nie mówiąc już: uwikłanie, choćby najbłahsze i najbardziej codzienne, jest szokiem. Trudno uwierzyć, ale nawet kupienie gazety, czyli nieuchronny kontakt z kioskarzem, jest już dla mnie zaburzeniem, wtargnięciem obcej siły w mój układ (...). W tych warunkach za głosem naturalnego instynktu samoobrony staram się ograniczać porcję tych zaburzeń o szoków."(1)
Może właśnie to spowodowało, że mimo iż Sławomir Mrożek wrócił do Polski, to i tak z niej wyjechał, ponoć na stałe.
Mnie ten album urzekł i Wam go też polecam.
1. J. Błoński, S. Mrożek, Listy 1963-1996, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2004, str,225