Sobota w Czujnym Okiem z kolejnym reportażem? Proszę bardzo! Kto mnie zna, ten wie, że od zapoznania się z prozą jednego z moich najukochańszych pisarzy, zaczęłam interesować się Japonią w ogóle. Tak zostało do dziś i nie zamierzam tego zmieniać. Zabieram Was więc po raz kolejny w podróż do Azji. Autorka była tam nie raz i nie dwa. Poznała życie Japończyków. Wcale nie jest ono takie łatwe. Im więcej o nim czytam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie chciałabym tam mieszkać. Dlaczego? Za moment zrozumiecie.
Ludzie w Japonii żyją normalnie, ale to tyko pozory. W istocie dziennie dochodzi tam do ogromnej liczby trzęsień ziemi. Dlaczego? Kraj Kwitnącej Wiśni pechowo leży na dwóch sąsiadujących ze sobą płytach tektonicznych. Na porządku dziennym są więc trzęsienia ziemi i fale tsunami wraz z wybuchami wulkanów. Europa nie jest do tego przyzwyczajona, spanikowalibyśmy. Japończycy potrafią na to machnąć ręką. Dopóki nie walą się budynki...
W 2011 roku miało miejsce jedno z najsilniejszych trzęsień ziemi w historii. Zginęło ponad 15 000 osób. Przerażające jest to, że Japończycy nie są w stanie oszacować stopnia (wówczas magnituda 9) ani strat tego kataklizmu. Od tamtej pory słychać nieustannie okrzyk „Ganbare!” - „Trzymaj się! Dasz radę!”, szczególnie na północy kraju. Właściwie to on daje ludziom siłę do życia.
Jak wygląda dzień? Niezbyt optymistycznie. Wszystko spada, rozlewają się napoje. Kable od wszelkich sprzętów napinają się do maksimum swoich możliwości. Zdarzają się wyrwane kontakty. Co dalej? Spięcie elektryczne i wszechobecna ciemność. To tylko preludium. Danie główne? Tsunami. Modląc się o przeżycie, trzeba szukać też sił. Przydadzą się, bo ucieczka wyżej to jedyny ratunek przed niszczycielskim żywiołem, który nie czeka, nie pyta. Po prostu zmiata z powierzchni ziemi wszystko, co napotka w pobliżu.
Jest jeszcze druga opcja w tym zestawie, która również mi się nie podoba. Możecie zamieszkać w pobliżu Fukushimy. Tutaj trwa pozorna idylla, a ziemia - o dziwo - zatrzęsła się tylko raz. Nie ma zagrożenia? Przykro mi. Nagle dowiadujecie się, że doszło do niegroźnego wybuchu elektrowni jądrowej (nawet go pamiętam z mediów). Profilaktycznie zarządzono ewakuację. Niczego nie zabieracie, bo po co? Nie ma paniki, zaraz tu wrócicie. Wychodzicie, jak stoicie. Nikogo nic nie interesuje. Byle szybko wyjść. Która opcja z tych dwóch Wam bardziej odpowiada? Życie na krawędzi śmierci czy kopia bomby, która może lada moment wybuchnąć? Ja nie wiem, co bym wybrała. A Wy?
Nieważne, którym przypadkiem jesteście. Oba zdarzenia wpływają na Was i nie będziecie już nigdy tacy sami. Ci, którzy stracili rodzinę, nie dopuszczają do siebie tej myśli. Nadal rozpaczają, szukają szczątków i rzeczy zmarłych, jakby to miało im przywrócić życie. Pustka, nie mają już czego stracić, więc co im pozostało? Tylko szukanie i nikła nadzieja. Dawniej to, co mieli, nazwaliby „szczęśliwym”. Ale szczęście umarło wraz z ukochanymi których ciała nie wiadomo, gdzie się właściwie znajdują.
Jak dziś wygląda Fukushima? To miasto naznaczone. Mnie kojarzy się tylko z tą katastrofą. Tam podobnie. Miasto, które jednym wydarzeniem odpycha ze swoich ziem wielu ludzi. Kiedyś uprawiano tam zboża. Dziś to wszystko jest naznaczone promieniowaniem. Z ocalałych mieszka tam kilka osób, można policzyć na palcach jednej ręki. One widzą Fukushimę inaczej. Nie potrafią wymazać z pamięci obrazu tej tragedii, która zabrała im przecież tak wiele. Traumatyczne wydarzenia zapisują się w naszych umysłach na stałe. Choćbyśmy próbowali je siłą wymazać, nie da się. Bardzo często już nigdy.
„Ganbare! Warsztaty umierania” Katarzyny Boni to reportaż napisany głosami i łzami ocalałych ludzi. Zostaje w głowie. Nie da się wokół niego przejść obojętnie. To opis życia ludzi po niewyobrażalnej tragedii. Dla nich „spotkania ze śmiercią” stały się czymś naturalnym. Muszą żyć w jej cieniu. Śmierć może tam nadejść codziennie, w każdej chwili. Nie ma dnia, żeby coś się nie zatrzęsło, zaraz potem następują fale. Często pojawia się depresja i inne choroby. Zawsze powtarzam, że śmierć jest częścią życia. W tym przypadku częścią namiastki tego, co kiedyś było życiem. Polecam, ale jest to dość emocjonalny reportaż. Trudny. Jednocześnie jeden z najlepszych w tym miesiącu. Z Japonią jeszcze wrócę, na pewno