Czasem jest tak, że nie muszę czytać o książce, zapoznawać się z recenzjami, przeglądać opisów i tak dalej. Wystarczy mi tylko spojrzeć - i nie chodzi tu o okładkę. Wtedy po prostu wiem - czytelnicza pewność - że ta książka jest wspaniała, cudowna i, że będę do niej wracać bardzo często. Jedną z takich książek były "Turkusowe szale".
Każda książka, która traktuje o nie naszych czasach zasługuje na uznanie. A szczególnie, jeśli jest to przeszłość. "Turkusowe szale" spełniły kryteria. Akcja dzieje się w czasie II wojny światowej. Anglia. Polscy lotnicy z Dywizjonu 303 pokazują polską klasę i waleczność. Są dumą lotnictwa i wsparciem dla Brytyjczyków. Niestety, nie każdy Polak to Dywizjon 303. Stworzono również inny Dywizjon - Dywizjon 307, do którego należeli Lwowscy Puchacze.
Oni, przeciwnie do tych z 303, nie mieli okazji zasłużyć się lotnictwu. Mają złe maszyny, nie umieją angielskiego. Poza tym nie darzą zaufaniem Brytyjczyków. Nie raz dochodzi do kąśliwych uwag i przytyków między nimi. Zresztą i "gospodarze" nie przepadają za Polakami...
"Uważam, że Polacy są niezdyscyplinowani, źle wyszkoleni. nie potrafią zachować zimnej krwi, a ponadto podejmują niepotrzebne ryzyko, myśląc, że wszystko wiedzą najlepiej. Zamiast skupiać się na procedurach, rozprawiają w najlepsze o tym, że zrzuca bomby na Kancelarię Rzeszy, czy też podjadą czołgami pod schody Reichstagu, który, jak pan wie, spłonął. Są to ludzie niepoważni, nieobyci i...
- Któryś babę Ci podebrał czy co ?" ( s 78)
W książce zdarzają się zabawne fragmenty. Ale nie zawsze jest wesoło. Lwowscy Puchacze to przede wszystkim Feliks i Leon. Nie było nikomu do śmiechu, gdy jeden z nich zaginął. Nawet wyprawiono mu pogrzeb. Niedługo po tym rozbił się samolot Feliksa. Nikt nie podejrzewał, że przeżył... Na wyspie pełnej Niemców.
Jest też wątek romantyczny.Angielka zakochana w Polaku. I jej zazdrosny rodak, gotowy wykorzystać każdą sytuację, by pozbyć się rywala.Są opisy walk z wrogiem, pokazujące męstwo i waleczność Dywizjonu 307. Nawet w maszynach zwanych trumnami dawali sobie radę, pokonując wroga z ogromną precyzją.
Nie da się ukryć, że jednak czasy II wojny światowej prowokują do braku zaufania. Tak samo było w Anglii. Dowództwo nie wierzyło nikomu i co rusz sprawdzali lojalność lotników. Wiedziano, że ktoś był wtyką...Tylko kto. Poza tym, ukazują się smutne realia wojny - bombardowania, przekupstwo, ucieczki. Polacy mają jeszcze gorzej - nie mają kraju, są zdani na "herbaciarzy".
"-A my tu wypruwamy sobie dla was żyły, w dodatku na latających trumnach.(...) W głowie mi się nie mieści, jak się poświęcamy dla...
- Dla ratowania swojego kraju, Leon, nie zapominaj (...)
-Nie myślisz czasem, że walczymy z jednym tyranem dla innego?" (s 407)
Książka jest niezmiernie ciekawa. Powaga miesza się z humorem. Poza wartką akcją jest straszna wojna - to pozwala czytelnikowi dowiedzieć się " jak to wtedy było". Bohaterowie są cudowni - nie tylko Lwowscy Puchacze, ale również Brytyjczycy, czy rodzina, u której Feliks chował się na jednej z niewielu zajętych przez Niemców wysp.
To bardzo dobra książka. Nie ma co obawiać się, jeżeli nie przepadacie za czytaniem o lotnictwie. Czy Leon się odnajdzie? Czy Feliks znajdzie wyjście z trudnej sytuacji? Czy uda mu się ukryć ? Kogo wybierze Aileen - będzie czekała na Feliksa? Na te pytania poszukajcie odpowiedzi w książce. Naprawdę warto. A ja zabieram się za poszukiwania innych książek autora.