"Porywani zakładnicy w obawie o swoje życie często zaczynają identyfikować się ze swoimi porywaczami w ramach psychologicznego mechanizmu obronnego. Nawet najdrobniejszy akt dobroci staje się czymś ogromnym, bo w takiej sytuacji perspektywy na coś podobnego są minimalne."
Czy jest tutaj ktoś, kto w 2008 roku nie słyszał o Josefie Fritzlu? Austriackim 73-letnim mężczyźnie, który przez 24 lata przetrzymywał swoją własną córkę w bunkrze, który sam stworzył? Pod domem? Jeśli jakimś cudem jest tu ktoś taki, to spieszę z wyjaśnieniem.
Josef zbudował bunkier, który był tak pancerny, że nikt poza nim chyba nie byłby w stanie się tam dostać. Zamknął w nim własną 18letnią córkę Elisabeth, gwałcił, a nawet miał z nią kilkoro dzieci. To wszystko działo się przez 24 lata! Jak to się stało, że nikt tego nie odkrył? Zmyślił teorie, że jego córka dołączyła do sekty i uciekła z domu. Dyktował jej liściki, które później wysyłał z innego miasta by potwierdzać tę teorię. Dodatkowo troje ich wspólnych dzieci podrzucił pod drzwi domu, oczywiście z dołączonym liścikiem i prośbą by on i jego żona zaopiekowali się wnukami. Ten koszmar trwał do momentu aż w 2008 roku jedno z dzieci bedąc w lochu, zachorowało. Dziewczyna była już duża i wymagała konsultacji lekarskiej. Niestety lata życia bez światła dziennego odcisnęły swe piętno na odporności dzieci i ogólnie ich zdrowiu. Jedna wizyta w szpitalu zmieniła właściwie wszystko. Po nitce do kłębka, lekarz i policja dotarli do prawdy.
Przez lata ludzie myśleli, że to Josef i jego żona są cudowni bo wychowują wnuki, a Elisabeth jest zła bo porzuca własne dzieci. Jakież było zdziwienie, gdy okazało się, jak było naprawdę.
Jest wiele nieścisłości w tej sprawie według mnie. Josef miał blisko domu pokoje, które wynajmował. Mieszkańcy tych pokoi nie raz widzieli w nocy, jak Josef taczką wiózł do piwnicy zapasy jedzenia. Czasem nawet pomagała mu ponoć jego żona. To jak? Pomagała mu z jedzeniem i nie wiedziała po co je wiezie do piwnicy? Do miejsca gdzie absolutnie nie wolno było się nikomu zbliżać? Prócz Josefa oczywiście...
Ja rozumiem, że jego żona była zastraszona i bała się go. To ten typ rodziny gdzie na co dzień przy ludziach udaje się szczęśliwą rodzinkę a w czterech ścianach dzieją się okropne rzeczy. Josef był niesamowitym pozorantem. Nie mogę uwierzyć, że przez tyle lat nikt nic nie odkrył. Jak sprawa wyszła na jaw to sąsiedzi nagle zaczęli sobie przypominać, że faktycznie nocami dało się słyszeć jakieś dziwne dźwięki. Znieczulicy tego typu było wiele. Niestety. Mogłabym napisać o tej sprawie długi referat. Mam nadzieję, że skusicie się na tę lekturę, chociażby dlatego, że ta zbrodnia naprawdę miała miejsce. Warto wiedzieć na co zwracać uwagę, jak mogą zachowywać się osoby u których dzieje się coś niedobrego, tym bardziej jeśli nagle znikają bez śladu. Przyjaciółka dziś zadała mi pytanie. "Co jeśli teraz gdzieś na świecie jest ktoś zamknięty w takiej piwnicy a my nie wiemy?" Zostawię Was z tym pytaniem.
Generalnie nikt pokroju Josefa nie jest taki, tak po prostu. Zwykle wszystko zaczyna się już w latach dzieciństwa i tutaj też tak było. Przez bardzo długi czas wychowywała go jedynie matka, która była zwolenniczką Hitlera i twardej ręki. Josef z czasem również się taki stał. Wyniósł wiele zachowań z własnego domu i przeniósł je na własną rodzinę. Bił dzieci i okrutnie musztrował. Książka przedstawia wiele szczegółów zarówno z jego życia prywatnego, jak i momentów z piwnicy. To, co przeżyła Elisabeth... Nie jestem nawet w stanie sobie tego wyobrazić. W pewnym momencie poddała się temu, co ją spotkało jednak później dla dzieci znów walczyła ale w inny sposób. Autor spisał się, bo z tej książki dowiadujemy się naprawdę wielu ciekawych rzeczy. Nawet takich szczególików, które mogłoby się wydawać, że są nieistotne. Polecam Wam tę historię. Napewno Wami wstrząśnie.