Ostatnio lubię krótką prozę, odstręczają mnie i przerażają opasłe tomiszcza. W czasie lektury takiej cegły zadaję sobie pytanie, czy autor mógłby to samo powiedzieć w krótszym utworze? Często jest to możliwe, ale pisarzom się nie chce wyrzucać zbędnych zdań czy akapitów, cyzelować słowa, a może mają płacone od arkusza? Pani Strout jest inna, mówi w niedawnym wywiadzie dla Magazynu Książki (polecam!): „Kiedy książka jest gotowa, przechodzę wielokrotnie przez cały tekst, zdanie po zdaniu. Zastanawiam się, czy napisane zdania są niezbędne. I jeśli nie, to je wycinam.” Tylko przyklasnąć!
Widać metodę pani Strout w tej krótkiej powieści, tu każde słowo jest na swoim miejscu, każde zdanie waży, każde ma swoją wartość. A fabuła jest prościutka, młoda kobieta, tytułowa Lucy, leży w szpitalu, lekarze biedzą się nad diagnozą, przyjeżdża do niej matka i spędzają razem kilka dni. Tyle.
Dla Lucy jest to jedyny czas prawdziwego kontaktu z matką, z którą widzi się bardzo rzadko, a rozmawia się z nią ciężko. Lucy to osoba wykształcona, pisarka, wyrwała się z rodzinnego domu pełnego biedy: „W drugiej klasie nauczycielka powiedziała mojej siostrze – przy wszystkich uczniach – że bieda nie może być wymówką dla brudnych uszu, bo nikt nie jest aż tak biedny, żeby nie można było go stać na mydło.”, przemocy: „czasami bez ostrzeżenia rodzice – zwykle matka i zwykle w obecności ojca – bili nas odruchowo i mocno”, chłodu uczuciowego. Lucy rozumie swoje uczucia, potrafi je nazwać, zna swoje potrzeby emocjonalne. Matka nie, jej sposób komunikacji to opowiadanie historyjek o znajomych osobach, ten kulawy dialog między dwoma kobietami fascynująco jest oddany przez Strout. Charakterystyczny tu przykład następujący. Mówi Lucy: „Kiedy jako mała dziewczynka szłam do szkoły (…) cały dzień za tobą tęskniłam. Wezwana do odpowiedzi, nie mogłam wymówić słowa, bo miałam gulę w gardle. Nie pamiętam, jak długo to trwało, ale tęskniłam tak bardzo, że czasami szłam do łazienki, żeby się wypłakać.” Odpowiedź matki: „Twój brat wymiotował”. I tak to się toczy, dialog ślepego z głuchym. Ale przecież matka i córka się kochają, potrzebują, wspierają, a czy trzeba o uczuciach mówić? Czasami wystarczy, spojrzenie, gest, dotyk... No ale rozmawiać warto...
To głęboko poruszająca książka, autorka mistrzowsko opisała trudne relacje między matką i córką. Zapytana w innym wywiadzie, do czego służy powieść, Elizabeth Strout odpowiada: „Do tego by zaspokoić naszą potrzebę pełnego doświadczania życia innych ludzi. To jedna z niewielu, bardzo niewielu okazji, by poczuć, jak to jest być inną osobą.” I to się jej w tej książce udaje, w pełni możemy doświadczyć życia i uczuć Lucy. Wielka proza.
Dowiedziałem się, że pani Strout napisała jeszcze dwie części sagi o Lucy, wydane u nas, z pewnością po nie sięgnę.