Najnowsza powieść autorki "Słowika" została przeze mnie dosłownie pochłonięta. Wciągnęła do swego świata od pierwszej strony, nie pozwalając ani na chwilę oderwać myśli od skomplikowanych losów równie skomplikowanych pod względem psychologicznym postaci. To bardzo dobra powieść obyczajowa, bardzo mocno podkreślająca rolę oczyszczenia, jakie można uzyskać poprzez szczere wybaczenie. Bo ono ma moc uzdrawiania relacji międzyludzkich. Tyle, że za słowem wybaczam muszą pójść czyny, to nie może być rzucony na wiatr pusty slogan. I najdobitniej o tej prawdzie przekonuje się w tej powieści Jude Farraday, wywołująca u mnie całą masę skrajnych uczuć podczas lektury.
W mojej opinii wiodącymi i najsilniejszymi postaciami w książce są wspomniana już Jude oraz Lexi. Jedna z nich jest dojrzałą kobietą, na pozór szczęśliwą żoną i matką. Druga nastolatką, której nie rozpieszczało życie, która nie znała prawdziwego znaczenia słowa rodzina.
Ich losy splatają się w momencie, gdy para bliźniąt - Mia i Zach - dzieci Jude zaczynają naukę w liceum, a Lexi również rozpoczyna tam naukę po tym, jak postanawia ją adoptować cioteczna babka i dziewczyna zostaje najpierw przyjaciółką Mii, a potem także dziewczyną Zacha.
Mia i Zach mają wszystko, o czym amerykański nastolatek może marzyć, przede wszystkim dzięki pieniądzom rodziców, ale też dzięki ich miłości. Ta miłość jest w wydaniu Jude nieco toksyczna. To zdecydowany przykład nadopiekuńczej rodzicielki - matki kwoki. Mimo wszystko bliźniętom nie są obce troski czy obawy - Zach martwi się, czy sprosta oczekiwaniom rodziców w związku z wyborem college'u, zaś Mia ma problem z nadmierną nieśmiałością. Lexi to ich zupełne przeciwieństwo - od najmłodszych lat musiała walczyć o przetrwanie, o akceptację, zachowała jednak szlachetne serce i niewyczerpane pokłady nadziei na lepsze jutro. To ona okazuje się balsamem na ich rany i jej obecność leczy problemy bliźniąt. Ona sama także zyskuje coś, czego nigdy nie miała - Farraday'owie stanowią jej rodzinę - jedyną, jaką zna i skrycie podziwia. Ale wiek nastoletni to burzliwy okres i żeby nie wiem jak się starać, każdy prędzej czy później popełni wtedy mniej lub bardziej poważny życiowy błąd. Również trójka bohaterów "Nocnej drogi" pewnego dnia udaje się na imprezę, która dla wszystkich okazuje się ostatnim beztroskim momentem dzieciństwa.
Mija sześć lat od tragedii, która naznaczyła życie Farradayów i Lexi. Wszyscy są teraz innymi ludźmi - Farradayów toczy bezsilność wobec wyroków losu, a Jude żyje pragnieniem wymierzenia sprawiedliwości, które zżera ją od środka i blokuje okazywanie jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Lexi znajduje się daleko i pragnie tylko jednej rzeczy - upewnienia się, że jedyna osoba na świecie, którą kocha jak nikogo dotąd - jest szczęśliwa. Jednak gdy okazuje się, że sprawy nie ułożyły się po jej myśli, po raz kolejny w życiu zmuszona jest do walki o przetrwanie. W tej grze tym razem stawką nie jest tylko ona...
Kristin Hannah to autorka, która jak na razie mnie nie zawodzi. Jej powieści, począwszy od "Słowika" są ciekawe, barwne, przedstawiają szeroki wachlarz emocji bohaterów. "Nocna droga" ma bardzo interesującą, dynamiczną akcję. Pokazuje, jak wiele tracimy, chcąc bez przerwy komuś coś udowadniać, nie słuchając swoich uczuć. Pokazuje też, że zawsze warto walczyć do końca o to, co się kocha. Że nawet z najtrudniejszej sytuacji jest wyjście. A wiele można zyskać, gdy otworzy się serce na drugiego człowieka i wybaczy. Jednak najtrudniejsze okazuje się zawsze wybaczenie samemu sobie.