Książka opowiada historię nieudanego oblężenia Malty przez wojska osmańskie w 1565 r. Niemniej duża jej część poświęcona jest historii dwóch antagonistów: Joannitów i imperium osmańskiego.
Po pierwsze opowiada pan Zieliński dzieje Joannitów, zakonu rycerskiego powstałego w 1185 r.; najpierw zajmował się szpitalnictwem, a potem również walką zbrojną z niewiernymi. Joannici uczestniczyli w krucjatach, a potem, po wyparciu z Ziemi Świętej, nie mogli sobie znaleźć miejsca. Najpierw udali się na Cypr, skąd ich wypędzono, potem ulokowali się na wyspie Rodos, wtedy to: „Zakon stał się w pełni suwerennym państwem. Nie podlegał żadnym naciskom politycznym zarówno ze strony władców świeckich, jak i hierarchii kościelnej.” Ale i z Rodos musieli się wynosić na Maltę po zdobyciu wyspy przez wojska osmańskie w 1522 r. Co ciekawe, rdzenni, greccy mieszkańcy Rodos należący do wschodniego obrządku Kościoła chrześcijańskiego, wcale nie sprzyjali Joannitom, ci bowiem siłą nawracali ich na katolicyzm. Turcy zaś zagwarantowali im, że mogą wyznawać swoją religię.
Przedstawia też autor ciekawą historię imperium osmańskiego, które przez stulecia kroczyło od sukcesu do sukcesu, dość powiedzieć, że w wieku XVI władało większością basenu Morza Śródziemnego. Co interesujące, było to imperium wielonarodowe i ekumeniczne. Niemniej cierniem dla Turków była Malta bowiem flota Joannitów, a teraz już Kawalerów Maltańskich, stale nękała statki osmańskie. Podjęto zatem decyzję o zdobyciu wyspy i wypędzeniu rycerzy zakonnych.
Dosyć szczegółowo opisuje autor oblężenie Malty przez przeważające i świetnie wyszkolone siły osmańskie, brak sukcesu najeźdźców tłumacząc ich licznymi błędami; głównym z nich było powierzenie przez sułtana dowództwa inwazji dwóm wysokim oficerom: Mahmedowi Piali Paszy i Lali Mustafie Paszy. Ich spory kompetencyjne sprawiły, że krwawe oblężenie wyspy zakończyło się porażką, wojska osmańskie opuściły Maltę jesienią 1565 r. To była bolesna klęska imperium, która zapoczątkowała jego powolny upadek. Zwycięstwo Joannitów miało też potężny wydźwięk moralny: „był to dla chrześcijańskiej Europy wspaniały triumf Krzyża nad Półksiężycem, tak bardzo wówczas rzadki i tak bardzo tej Europie potrzebny.”
Książka jest dobrze, ciekawie napisana, czyta się ją nieledwie jak reportaż sensacyjny. Poza tym nieprzeładowana jest szczegółami militarnymi – częsta wada pozycji z tej serii. Z drugiej strony można tam znaleźć trochę błędów merytorycznych, ale nie zmieniają one mojej wysokiej oceny.