„Nieludzko piękna jesień” – tym poetyckim, tajemniczym tytułem Jacek Melchior przyciągnął moją uwagę na tyle, by zechcieć zapoznać się z jego prozą. Choć nazwisko autora pojawiało się już wcześniej w literackim świecie, to ja natknęłam się na nie dopiero teraz, a co z tego wyniknęło, mam zamiar właśnie opisać.
Książka jest zbiorem sześciu opowiadań o różnych bohaterach, których łączy pojawienie się na pewnym etapie życia w salonie tatuażu. Oraz tytułowa fraza, którą w różnych momentach słyszą bohaterowie. Ich losy odrobinę tylko się zazębiają, ponadto mają wspólny element – są naznaczone samotnością, skrywanymi tajemnicami oraz, najogólniej ujmując, nieheteronormatywnością. Tak naprawdę trudno tutaj szukać akcji czy fabuły, nie one są istotą rzeczy. Autor skupił się na przedstawieniu przeżyć wewnętrznych, reakcji na otaczającą rzeczywistość, dostosowywania się do potrzeb społecznych, obserwacji relacji pomiędzy ludźmi. Bohaterowie jego opowiadań nie pokazują na zewnątrz, jak głęboko są nieszczęśliwi, skrzywdzeni, jak toksyczne emocje kryją pod płaszczykiem normalności, godzenia się na spełnianie oczekiwań innych. Poznamy więc urywki z życia mężczyzny zdominowanego przez matkę, która właśnie zmarła i nasz bohater ma nareszcie upragnioną wolność, choć pamięć o niej, paradoksalnie, zamiast zacierać jej obraz, wyolbrzymia go. Poznamy też starzejącą się śpiewaczkę operową, która całe życie taiła pobyt w obozie koncentracyjnym, po którym został jej tatuaż z numerem i kompulsywna nienawiść do wszystkiego, co niemieckie. Spędzimy też kilka chwil z młodą dziewczyną, która w sposób okrutnie bolesny odczuwa przepaść ekonomiczną pomiędzy sytuacją swoją a bogatej koleżanki. Pozostali bohaterowie nie utkwili w mojej pamięci, co ma swoje przyczyny w konstrukcji książki.
Niestety daleko jej do doskonałości. Choć Jacek Melchior sprawnie operuje słowem, nadaje swoim tekstom niepowtarzalny styl, opowiada historie swoich bohaterów wyrywkowo i tworzy obrazy intensywne, wynikające z wnikliwej obserwacji relacji międzyludzkich, to brakuje w nich emocji. Częściowo - w wielu fragmentach przeżyłam jako czytelnik chwile uwrażliwienia i empatii, jednak zasadnicza część opowiadań nie została ze mną na dłużej, jedynie zmęczyła czy wręcz skłoniła do pomijania sporych fragmentów. Opowieści Melchiora giną ukryte w formie. Im dłużej czytałam, tym mniej z jego prozy do mnie docierało. Odniosłam też wrażenie, że elementy, które w zamyśle miały spinać poszczególne opowieści, zostały tam wprowadzone jakby na siłę. Znów, z każdym kolejnym opowiadaniem traciły na wiarygodności.
Tym niemniej nie mam prawa ani zamiaru zniechęcać do tej książki. Pokazuje ona ludzkie relacje w całkiem nowy, wielowymiarowy sposób, wzajemne oddziaływanie na siebie ludzi, subiektywne spojrzenia, wypaczone przez osobiste doświadczenia z przeszłości. Choć fabularnie nieudana, to językowo jak najbardziej godna polecenia.