Gdy na rynku pojawiła się kolejna powieść Augusty Docher, która jest kontynuacją książki, którą miałam okazję czytać i bardzo dobrze wspominam, wiedziałam, że warto po nią sięgnąć. Historia Dominiki zrobiła na mnie wielkie wrażenie półtora roku temu i teraz również liczyłam na wiele emocji. Autorka i tym razem mnie nie zawiodła. Jej opowieść okazała się niewiarygodnie wzruszająca i pod tym względem absolutnie mnie usatysfakcjonowała. "Wiele powodów, by wrócić" ma jednak pewne wady, które bardzo utrudniły mi delektowanie się najnowszą powieścią jednej z moich ulubionych autorek.
W „Wiele powodów, by wrócić” mamy okazję lepiej poznać Marcela, który odegrał bardzo ważną rolę w życiu Dominiki. Cofamy się nie co do przeszłości i jesteśmy świadkami momentu, w którym Marcel poznaje Wiki, mamę Amelki. Tu podobnie jak w poprzedniej części fabuła również jest podzielona na teraz i wcześniej. Niestety, chłopak, który w pierwszym tomie okazał się niezwykle dojrzałym i cierpliwym facetem, tu jest kimś całkowicie innym, przynajmniej w pierwszej połowie powieści. Przy poważnej i twardo stąpającej po ziemi Dominice, Marcel wydaje się niezwykle dziecinny i rozkapryszony. Wszystko, co mi się w nim podobało wcześniej, poszło w zapomnienie, gdy poznałam go o dwa lata młodszego.
Uwielbiam styl pisania Augusty Docher. Jej umiejętność doprowadzanie mnie od śmiechu do łez jest zadziwiająca, a sięgając po jej książki, mam pewność, że mnie nie zawiedzie. Z wielkim smutkiem muszę przyznać, że w delektowaniu się tą piękną i wzruszającą historią przeszkadzał mi język, jakim posłużyła się autorka, głównie chodzi mi tu o wypowiedzi Marcela. Gdy pierwszy raz przeczytałam o kiepie, myślałam, że jest to po prostu błąd w druku, ale gdy to słowo notorycznie się powtarzało, musiałam przyznać sama przed sobą, że właśnie tak miało być. Nic mnie jednak nie doprowadzało to takiej białej gorączki jak powtarzające się „hłe, hłe, hłe". Być może jest to książka skierowana do dużo młodszego czytelnika i mój wiek nie pozwala w pełni jej docenić, jednak absolutnie nie kupiłam tego całego młodzieżowego slangu. Właśnie to jest największą wadą tej książki i gdyby nie ten język, to byłaby to powieść niemal idealna. Zastanawiające jest to, że w poprzednim tomie Marcel wypowiadał się całkiem normalnie, bez tego całego młodzieżowego slangu (specjalnie sprawdzałam) i myślę, że ta zmiana była bardzo niekorzystna.
„Wiele powodów, by wrócić” jest kontynuacją „Wiele powodów, by żyć" i, mimo że całkiem łatwo odnaleźć się w drugim tomie bez czytania pierwszego, to jednak polecam czytać od początku. W pierwszym tomie towarzyszymy Dominice w jej przeprawie i poznajemy Marcela z tej „lepszej” strony. Czytając tylko drugi tom, opowieść nie porusza już tak mocno, staje się płytka i nie wywołuje pożądanych emocji.
Wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, że wystarczyły dwie strony, żeby fabuła pierwszego tomu wróciła do mnie jak za machnięciem magicznej różdżki. Niemal od samego początku czułam więź z Dominiką, którą polubiłam już podczas czytania „Wiele powodów, by żyć”, dlatego ta książka poruszyła mnie nawet bardziej niż poprzedniczka.
Augusta Docher ma niesamowity talent zmuszania mnie do płaczu, mimo że powinnam się już do tego przyzwyczaić, wciąż mnie zadziwia. Posłowie zrobiło na mnie niemal tak duże wrażenie, jak sama powieść. Zawsze mocniej odbieram książki, które były inspirowane prawdziwymi historiami i tak też było w tym przypadku.
„Wiele powodów, by wrócić” jest książką bardzo emocjonującą i pokrzepiającą. Podczas czytania dobrze zaopatrzyć się w paczkę chusteczek i nieco cierpliwości, żeby nie zniechęcić się nieco specyficznym językiem. Po trudnym początku autorka serwuje prawdziwą bombę emocjonalną dla czytelnika, a akcja, mimo że toczy się raczej nieśpiesznie to niezaprzeczalnie porywa.