Barry Fairbrother nie żyje. Jedna z najbardziej poważanych i aktywnych społecznie osób społeczności jakże dumnego miasteczka Pagford. Nikt z nas chyba nie przypuszczał, że śmierć jednej osoby może wywrzeć aż takie skutki na reszcie społeczeństwa. Ale Barry nie był byle kim. Był przyjacielem, pomocnikiem, powiernikiem, mężem, ojcem a przede wszystkim radnym. Po jego śmierci nie jedna osoba poczuła się zagubiona i wcale nie chodzi tu o rodzinę, jak można by pomyśleć. Bez jego planu dla miasteczka wszyscy zaczynają popadać w tarapaty. Lecz kto będzie najbardziej godny przejąć po nim stanowisko? Ojciec, będący tyranem rodziny? A może człowiek, niemający w ogóle o niczym pojęcia? I co stanie się z tymi, na których te wybory najbardziej się odbiją? Duch_Barry'ego_Fairbrothera czuwa nad wszystkim....
Rowling to autorka bestsellerowej serii o czarodziejskim świecie Harrego Pottera, ale to już chyba każdy wie. Jej najnowsza książka nie ma jednak z czarami nic wspólnego. Nie opowiada o magicznych przygodach chłopca z latającą miotłą i peleryną niewidką. Jest o życiu. Normalnym, przeciętnym życiu każdego z nas. Dlatego też, pomimo ogromnego rozgłosu dookoła tej książki nie zamierzała po nią sięgnąć w najbliższym czasie. Lecz kiedy moje kochane bibliotekarki wygrzebały ją dla mnie z czeluści biblioteki, pomyślałam "czemu nie? Warto się na własnej skórze przekonać, czy Rowling jeszcze umie pisać". No i cóż... Czy umie?
Do książki podeszłam z niejakim entuzjazmem i spojrzeniem całkowicie omijającym autora. Czytałam to, nie myśląc o tym co było. Jakby to był debiut literacki. I uważam że dobrze zrobiłam. Długo zastanawiałam się, jaki uczucia wywołała we mnie ta książka. Teraz już wiem, że po prostu... żadne.
Akcja książki niczym po prostu nie zachwyca. Jest monotonna, ciągnięta jakby na siłę i choć przyznam, że problemy w niej przedstawione są niezwykle życiowe i szokujące, są one opisywane w błahy sposób. Nie czuć tego przerażenia w monetach zagrożenia. Tego dreszczyku, co będzie dalej. Po prostu nie można wczuć się w skórę bohatera, a bez tego, co warta jest książka?
Styl i język wciąż w niektórych momentach są naprawdę na mistrzowskim poziomie. Widać w nich lata doświadczenia i pewności siebie. Lecz czami to gubi autorkę, która zbyt bardzo absorbuje się jednym tematem. Dla mnie to po prostu coś nierzeczywistego, aby śmierć jednej osoby uruchomiła tak ogromy mechanizm zdarzeń. Jednak pomimo tego iż Barry nie żyje, można się od niego wiele nauczyć. Był on człowiekiem wielkich czynów i jeszcze większych planów. Potrafił pomagać i nadawać z siebie wszytko. A przekaz moralny i nauka idą na ogromy plus książki.
Wciąż jeszcze trochę gubię się w akcji. Zapamiętanie dla mnie takiej ilości głównych bohaterów, występujących na zmianę w każdym rozdziale z moją sklerozą jest wprost przytłaczająca. Niemożliwość przypasowania imienia do postaci skreśla odgórnie rozpoznanie się w lekturze. Czułam się trochę tak, jak na herbatce u najstarszej kobiety we wsi, która wie wszystko o wszystkich i postanowiła się ze mną tym podzielić.
Mimo wszytko książka jest przyjemna. Wymagająca dobrej pamięci, ale poruszająca ważne tematy i mówiąca o rzeczach, które dzieją się na co dzień, niezauważany przez większość społeczeństwa. Taka tam... zwykła szara rzeczywistość, w której każdy z nas żyje. Myślę, że zbyt duży rozgłos wokół książki robi wielkie nadzieje, choć tak właściwie większość "promotorów" nawet nie wie o czym ona jest. Jakby powiedziałam moja babcia:
"Krowa która dużo beczy, mało mleka daje" (ale jednak na śmietanę, może starczy....)
Małe sprostowanie co do całości. Książka nie jest jedna do końca zła i polecam ją każdemu lubującemu się w literaturze pięknej, jednak osobiście uważam iż nie jest to mistrzostwo w tego typu kategorii, a i autorka lekko się w nim gubi.