!! Recenzja może zawierać spojlery, bowiem przy pisaniu jej, targało mną wiele emocji, a nie byłabym sobą gdybym nie uzasadniła swoich odczuć, a to wiązało się z przytoczeniem niektórych kwestii...
Liczyłam na naprawdę dobrą historię. Czytając zachwyty niektórych bookstagramerek, nawet się nie zastanawiałam. Ja po prostu musiałam przeczytać „Kanibala” i miałam nadzieje, że wzbudzi we mnie cały ogrom pozytywnych emocji. Owszem wzbudził, ale nie takie które chciałam. Aby ta recenzja nie została zakwalifikowana do „mowy nienawiści” czy „hejtu”, zacznę może od pozytywów.
Z pewnością POMYSŁ na książkę można zaliczyć do naprawdę trafionych. Nie czytałam nic w podobnych klimatach, dlatego też po opisie liczyłam na naprawdę ciekawą fabułę z dobrze wykreowanymi bohaterami. Na uznanie zasługuje również PROLOG, po przeczytaniu którego miałam dosłownie ciarki i myślałam, że jak akcja pójdzie w tym kierunku to ciężko będzie mi się od tej książki oderwać.. I ostatnim plusem były WSTAWKI z momentów gdy tytułowy bohater był w niewoli. Cała reszta to niestety jedno wielkie rozczarowanie i nieporozumienie. To miała być emocjonująca lektura, ale niestety jej wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Nie będę czepiać się okładki, choć do najpiękniejszych nie należy, jednakże tytuł to moim zdaniem całkowity niewypał. Główny bohater został tak nazwany przez swojego oprawcę…tylko dlaczego? Bo odgryzł kawałek ciała człowieka? Gdyby go zjadł, to wtedy nie powiedziałabym nic… ale w przypadku Cadena, już lepszym określeniem byłaby Bestia bądź Predator - ale nie wnikam. Mnie zmylił już sam tytuł, co dla mnie było pierwszym rozczarowaniem, bo nawet nie to, że myślałam, że będzie jadł ludzkie mięso, ale to, że odpowiedni „tytuł/przydomek/przezwisko” powinno pasować do danego bohatera - czyli coś jednak z tym kanibalizmem będzie związane. W końcu większość „ksywek” odnosi się do czegoś co bohater zrobił.
Akcja w książce pędzi niczym światłowód, przez co relacja między bohaterami jest bardzo sztuczna, wręcz momentami nierealna. Brakuje w niej jakichkolwiek uczuć i emocji. W jednym rozdziale się poznają i to nawet nie wiem czy można zaliczyć do poznawania, żeby w następnym momencie nie móc przestać o sobie myśleć. Wystarczyły dwa czy trzy spotkania, a główna bohaterka bez skrupułów postanawia stracić dziewictwo z mężczyzną żyjącym w lesie i zmagającym się z traumą (której wg mnie w ogóle nie miał). Ja się pytam, gdzie była ta jego trauma? Skoro z minuty na minuty mógł wsiąść w auto i pojechać do galerii, bowiem tak bardzo chciał zobaczyć swoją wybrankę, a zaszył się w lesie, aby być jak najdalej od ludzi. Jeszcze bym zrozumiała, gdyby zostało to opisane w jakiś obszerniejszy sposób - że targały nim niepewności, rzucał czymś o ścianę - walcząc z samym sobą, a on po prostu powiedział, że przyjdzie po nią i pojechał. I to jeszcze do galerii, gdzie jest cała masa ludzi! W kwestii zakupu fotelika dziecięcego parskłam już całkowicie śmiechem. Musiałam ten fragment przeczytać dwa razy, bo nie dowierzałam w to co czytam. Ale to nic - kwestia przyznawania opieki nad dzieckiem to już totalny bezsens. Kobieta stara się o opiekę już dość długo - dwa lata bodajże - wynajmuje mieszkanie, żeby dziecku się dobrze mieszkało - no bo przecież jakieś warunki trzeba spełniać, prawda? Ale pojawia się on - co tam, że mieszka w lesie, a naokoło lata dzika zwierzyna - w końcu ogrodził chatkę płotem, więc dziecko należy się jemu prawda? W jakim świecie ktoś normalny chciałby powierzyć dziecko osobie z „traumą”, nie mającą kontaktu z ludźmi, mieszkającą w lesie w domku??? Była tam chociaż toaleta? Czy pomimo wszystko nie powinno się najpierw każdego człowieka sprawdzić - nawet jeśli jest z dzieckiem spokrewniony? Czy dzieci nie powinny mieć odpowiednich warunków do życia? Nie wiem, może tylko mnie tak dotknął ten fragment, ale takiej bujdy to nawet w książkach nie zniosę. Jeszcze mogłabym przytoczyć kilka ciekawych fragmentów, ale myślę, że streściłabym Wam już wszystkie główne aspekty tej książki, a nie o to mi chodzi.
Podsumowując, jestem ogromnie rozczarowana „Kanibalem”, dlatego też nie skuszę się drugą część. Na półce mam jeszcze „Zrodzony z gniewu” i liczę na to, że on przypadnie mi bardziej do gustu - w końcu sporo z Was do mnie pisało, że jest zdecydowanie lepszy niż Kanibal. Przeczytam i wtedy się przekonam.