Ostatnia część trylogii przedstawia zwykłe/niezwykłe życie małżeńskie Tatiany i Aleksandra w wolnym kraju. Autorka dobrze sobie radzi z pokazaniem, że z wojny nie da się tak po prostu wrócić, a syndrom stresu pourazowego Aleksandra odbija się na całej rodzinie. Ciekawe są też retrospekcje z dzieciństwa Tatiany i pokazanie trudnej rzeczywistości życia w ZSRR, łagodzone przez kochającą rodzinę. Jest też kilka interesujących postaci drugoplanowych. Poza tym Aleksander jest pokazany jako toksyczny przemocowiec, który manipuluje żoną i ma jej za złe łagodność wobec straumatyzowanego syna, chęć pomagania innym i usprawiedliwia swoje paskudne zachowanie faktem, że Tatiana jedną noc w tygodniu spędza w szpitalu. Tatiana też przekonuje go do swoich racji w łóżku. Poza tym Tatiana to na co dzień święta, która wszystko zniesie i wszystko wybaczy, której dom zawsze błyszczy, a na stole są najlepsze smakołyki, a ona wygląda zawsze świeżo i ponętnie. Radą dla koleżanki, której małżeństwo się sypie, bo nie chce sypiać z mężem na każde jego wezwanie po urodzeniu dzieci, a ich zbliżenia nie są satysfakcjonujące jest to, żeby przestała spać w piżamie. Tatiana zawsze czeka na męża w seksownej koszulce. Wydawało się, że wątek powrotu Tatiany do pracy pozwoli wybić się Tani na niezależność, ale autorka dość szybko wykorzystuje go przeciw swojej bohaterce. I nie chodzi o to, że Tatiana jest typową żoną lat 50. z amerykańskich przedmieść. Jej koleżanki za cel stawiają sobie zdobycie męża i wychowywanie dzieci, nie myśląc nawet o pracy. Ale nie Tatiana, jest dobra w tym co robi, chce być pielęgniarką, chce pomagać innym. Dla Aleksandra jest to nie do zniesienia - że ma życie poza nim. I że inni mężczyźni na nią patrzą, nawet jeśli jest to pijaczek czekający na Tanię w poczekalni, gorzej gdy to przystojny doktor (Szura przykrywa testosteronem niepewność siebie). Dorastający Ant (wysyłany zresztą przy każdej kłótni swoich rodziców do pokoju) jako jedyny zwraca uwagę, że ojciec źle ją traktuje, w zamian dostaje burę od obu rodziców i warknięcie, żeby nie wtrącał się do spraw dorosłych. Po tym jak Aleksander potraktował Tanię, gdy odebrała telefon od Carmen, chciałam rzucić książką. Wszystko jednak zostaje zapomniane i przebaczone, Aleksander odbiera poród drugiego syna ( w końcu jest ojcem, to może akuszerkę stawiać po kątach), wspaniale wychowuje następne dzieci, opływają w dostatki, a ostatecznie ratuje Anthony'ego w Wietnamie niczym Rambo. Zresztą wątek zachodzenia w ciążę też jest problematyczny - kilkukrotnie Aleksander wypomina żonie, że przez nią nie mają więcej dzieci, że ona nie chce dziecka, że woli pracę niż rodzenie dzieci. A Tatiana przecież nic nie robi, by nie mieć dzieci. Nic też nie robi, by je mieć. Lekarstwem na brak dziecka od 15 lat jest więcej seksu. Na litość boską, Tatiana pracuje w służbie zdrowia, jedna wizyta u ginekologa by nie zaszkodziła. Skoro w szpitalu Tatiany w latach 60. działają pagery, to na pewno znalazłby się jakiś specjalista od niepłodności. Oczywiście cud następuje bez ingerencji lekarza i dorastającego Anta w domu zastępuje gromadka dzieci. Tak więc dobrze, że autorka przedstawia, że każde małżeństwo ma swoje wzloty i upadki, ale wizerunek męża, który kocha najbardziej na świecie, jest namiętnym kochankiem, ale też krzyczy, bije i poniża to mocno toksyczna wersja romantyzmu.