Pomimo, że na co dzień nie sięgam po lektury z tego gatunku, to opis na tyle mnie zainteresował, że wręcz musiałam ją przeczytać. I nie żałuję, było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, a do tego zdecydowanie udane. Książka miała swoją premierę w tym roku i jest debiutem Andrzeja Konefała.
Ale od początku. Z opisu dowiadujemy się, że Katarzyna Mariańska traci w wypadku swojego jedynego syna. Po pewnym czasie postanawia pożegnać się z dzieckiem w miejscu wypadku, jednak w trakcie przygotowań do wyjazdu wchodzi do szafy i znajduje się w zupełnie innym świecie. Nie traci świadomości, przez co doskonale pamięta kim jest, jednak nie rozpoznaje, ani dziewczynki, która mówi do niej „mamo”, ani mężczyzny, który zdaję się być jej mężem. Bieg wydarzeń przyspiesza, a bohaterce zaczyna się wydawać, że ona to nie ona. Kim jest? Skąd nagle pojawiła się u niej umiejętność posługiwania się bronią? I czy jej ukochany syn na pewno zginął? A przede wszystkim: kim jest tytułowa Nimfa? Tego wszystkiego dowiemy się w trakcie lektury.
Książka zaczyna się spokojnie, można by wręcz rzec - jak zwykła obyczajówka. Poznajemy główną bohaterkę - Katarzynę Mariańską; jej męża Grzegorza oraz syna Kubę. Dowiadujemy się również, że jest to rodzina z problemami: mąż pije i znika na całe noce nie informując Katarzyny gdzie jest, kiedy nie ma go w domu. W ramach naprawiania relacji rodzina wybiera się na wspólny wyjazd. Niestety, rodzina Mariańskich nie będzie miała okazji spędzić wspólnie czasu, ponieważ w trakcie podróży dochodzi do wypadku. Kiedy nasi bohaterowie byli już prawie na miejscu docelowym podróży w samochód coś uderza, Mariańska traci panowanie nad kierownicą i auto stacza się po stromym zboczu. Rok później Katarzyna stwierdza, że czas pożegnać się z synem w miejscu wypadku i wtedy właśnie wchodząc do szafy znajduje się w innym świecie…
Już po pierwszym rozdziale autor zostawia czytelnika z wieloma pytaniami, na które chcemy znaleźć jak najszybciej odpowiedź. Kiedy Mariańska ląduje w innym świecie akcja przyśpiesza tak, że trudno się oderwać od lektury. Co rusz pojawiają się nowe postaci, nowe wydarzenia i nowe fakty, z którymi przyszło się mierzyć bohaterce. W trakcie czytania musiałam zrobić sobie przerwę, ponieważ wszystko działo się na tyle szybko, że musiałam to sobie poukładać w głowie, a dodatkowo - nie chciałam za szybko żegnać się z Nimfą. Z każdą stroną coraz szerzej otwierałam oczy i szczerze współczułam bohaterce znalezienia się w takiej sytuacji.
Jeżeli chodzi o fabułę porównałabym tą książkę do filmu akcji, kiedy to widz z zapartym tchem wpatruje się w ekran i nie może utracić choćby sekundy, aby nie zgubić się w biegu wydarzeń.
Pierwszoosobowa narracja w tej historii sprawdziła się świetnie, natomiast w moim odczuciu opisy myśli i emocji mogłyby być bardziej rozbudowane.
Co do strony technicznej nie mam większych zastrzeżeń. Zdarzyły się drobne literówki, natomiast było ich na tyle mało, że nie przeszkodziły w czytaniu.
Na koniec książki autor pozostawia nas z poczuciem, że jeszcze czegoś nie wiemy, jeszcze coś musimy odkryć i dowiedzieć się co będzie dalej? Mam nadzieję, że autor nie każe nam długo czekać na kontynuację Nimfy, a wiem, że prace nad drugą częścią już trwają.
Po zakończeniu lektury dostrzegłam w niej również drugie dno. O nas - ludziach. I niestety, ten przekaz nie jest zbyt przychylny, co pozostawiło mnie z dość smutną refleksją.
„My, ludzie, nie zmienialiśmy się od setek lat i wciąż popełniamy te same błędy, które nas niszczą. Zamiast tworzyć – burzymy, zamiast poznawać – kpimy, zamiast ratować – zabijamy.”
Spędziłam z „Nimfą” świetne dwa wieczory, jednak uważam, że nie każdemu ta książka przypadnie do gustu. Jeżeli ktoś jest zapalonym czytelnikiem romansów myślę, że nie odnajdzie się w świecie wykreowanym przez Andrzeja Konefała. Natomiast dla fanów science-fiction, czy po prostu wartkiej akcji - z ręką na sercu polecam tą pozycję.