„Zaczyna się od słowa, jak światło i ciemność, jak ciemność, która gasi światło"
„— Ma Pan dzieci? - pyta mężczyzna.
— Nie — odpowiada mój ojciec. — Mam dwie córki".
Taki cytat zdobi tylną okładkę książki „Dziewczynka", która opowiada historię Laurence Barraque, która dorastała w latach sześćdziesiątych. Laurence przez całe życie zmagała się ze zdaniem, które jej rodzice usłyszeli przy porodzie — „To dziewczynka". Całe swoje życie zastanawiała się, czy byłoby łatwiej, gdyby urodziła się chłopcem? Całe swoje życie zmagała się z brakiem „tego czegoś", co mają chłopcy. Czuła się przez to wybrakowana, niepełna.
Autorka książki zabiera nas do świata zdominowanego przez mężczyzn i zmusza do refleksji nie tylko nad przeszłością, gdy rolą kobiety było wyglądać pięknie i trwa u boku mężczyzny. Camille Laurens poprzez odniesienie do przeszłości, zmusza nas do kontemplacji teraźniejszości. Odziera nas ze złudzeń i wrzuca w wir seksizmu i mizoginii.
Uwielbiam książki, które wydaje Wydawnictwo Relacja. Do tej pory ich książki mnie nie rozczarowały. Może zacznijmy od ich tłumaczeń. Przez te książki się dosłownie płynie. Język, którym posługują się tłumacze i tłumaczki, jest barwny, momentami wręcz poetycki. W ich książkach odnajduję pełno cytatów, które uwierają mnie w serce jak odłamki szkła lub zwierciadła, jak w przypadku Kaja z „Królowej Lodu".
Zresztą cała książka „Dziewczynka" kłuje mnie jak ten odłamek zwierciadła, który wziął się nie wiadomo skąd. Albo jak kamyk, który niepostrzeżenie dostaje się do buta, a ty nie możesz go zlokalizować. Próbujesz go wyrzucić, ale on uparcie siedzi w najmniejszym zakamarku i systematycznie daje o sobie znać. Taka właśnie jest ta książka. Kłuje i rozrywa serce. Sprawia, że łzy pojawiają się na najmniej spodziewanym momencie. Porusza strunę w sercu, o której nie masz pojęcia, do momentu, w którym ktoś na niej zagra.
Autorka (a zarazem tłumaczki) gra na emocjach, wzbudza ich całe spektrum. Od radości, że w tym świecie nie jesteś sama ze swoimi lękami, przez współczucie z tego samego powodu, aż do obrzydzenia, kiedy uzmysławiasz sobie, że mimo walki kobiet przez wiele lat, mimo zmian, które się dzieją na naszych oczach, do końca, do równości jeszcze długa droga.
Laurens rozdarła moje serce na milion kawałków. Przez całą książkę towarzyszył mi ból. To ściskanie, które czujesz, kiedy na Twoich oczach drugiej osobie dzieje się krzywda, a Ty jesteś bezradna. Jesteś bezradna, bo jesteś w tej samej sytuacji. Autorka sprawiła, że utożsamiłam się z bohaterkami tej książki. I chociaż żyję w całkiem innym świecie, w związku z mężczyzną, który jest moim oparciem w każdym momencie życia, w rodzinie, w której rodzice nigdy nie dali mi odczuć, że jestem gorsza, bo jestem „dziewczynką", to ból tych kobiet, był tak prawdziwy, że odczułam go na własnej skórze — rozerwał moje serce i duszę.
Mam wrażenie, że niekiedy każdą z nas dopada zwątpienie, że każda z nas zmaga się ze swoimi demonami, które podszeptują, że ciągle robimy za mało, że musimy BYĆ więcej, bardziej i częściej. Mnie ta książka, która jest przepełniona bólem i smutkiem, przyniosła swego rodzaju ukojenie. Mimo obrzydzenia, które czułam przez większość książki przyszła refleksja — że zawsze ktoś będzie uważał, że robię za mało, że powinnam BYĆ bardziej. Jednak jego myśli nie definiują tego, jaka jestem. Nie definiują MNIE — kobiety, córki, siostry, żony.
„Dziewczynka" jest przepiękna zarówno pod względem literackim, jak i edukacyjnym. Pod względem literackim była to uczta dla oczu i serca. Książka charakteryzuje się przepięknymi zdaniami, pewną wyniosłością i podniosłością, a jednocześnie prostolinijnością, która sprawia, że książka jest tak bardzo „nasza". Natomiast pod względem edukacyjnym, książka dostarcza nam informacji na temat feminizmu i tego, jak to wyglądało na początku drogi wyzwolenia kobiet. Jak kobiety od wieków zmagały się z poczuciem wybrakowania, które przenosiły na kolejne pokolenia. Jak strach rządził ich życie, tak bardzo, że musiały przemykać między mężczyznami, starać się być niezauważone, a jednocześnie musiały być zauważone, bo ich jedynym zadaniem było wyjść za mąż i urodzić dzieci — najlepiej chłopca.
Bardzo podobało mi się także zakończenie. Chociaż jest niedokończone, otwarte to postać Alice daje nam nadzieje. Przynosi światło na lepsze dni, na dobrą przyszłość. „Masz rację, kochanie — powiedziałam. — Dziewczyna to coś wspaniałego".