Janusz Koryl urodził się w 1962 r. w Rzeszowie. Ukończył studia polonistyczne. Pisze poezję, prozę, reportaże. W 2011 r. jego powieść „Sny” zdobyła tytuł Książki Roku. O tym wszystkim dowiedziałam się z okładki. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze, ponieważ jestem ignorantką i zupełnie nie wierzę we współczesną literaturę polską. Za to pokładam wiarę i nadzieję w Wydawnictwie Dreams, które przecież specjalizuje się w beletrystyce z najwyższej półki. Dlatego też najnowsza książka Janusza Koryla „Urojenie” od razu zyskała u mnie duży kredyt zaufania. Ale do rzeczy…
Akcja powieści zaczyna się szybko i bez zbędnego wstępu. Sylwester 2011. Kilka minut przed północą. Na rzeszowskim rynku trwa w najlepsze zabawa, jakich wiele na rynkach polskich miast.
W tłumie wesołych, rozkrzyczanych, tańczących i lekko wstawionych ludzi stoi mężczyzna w szarym kapeluszu i szarym płaszczu. Jego obojętna twarz nie zdradza żadnych emocji. Mężczyzna wolnym krokiem opuszcza rynek i swe kroki kieruje na posterunek policji. W tym samym czasie w jednej z rzeszowskich restauracji trwa bal sylwestrowy. Jednym z gości jest Mateusz Garlicki - szef rzeszowskiej dochodzeniówki, który korzysta z wolnej nocy wraz z żoną. Szampańska zabawa zostaje brutalnie zakłócona przez telefon służbowy. Aspirat musi natychmiast zgłosić się na komendzie. Na miejscu zastaje tajemniczego mężczyznę w szarym kapeluszu i płaszczu, który przyniósł ze sobą zakrwawiony nóż i twierdzi, że właśnie zamordował kobietę. W trakcie przesłuchania podaje swoje dane personalne oraz nazwisko i adres ofiary. Zagadki kryminalnej brak. Wszystko wydaje się proste i oczywiste. Tadeusz Olczak zostaje zamknięty w areszcie, a patrol policji udaje się na miejsce zdarzenia. Okazuje się jednak, że w mieszkaniu przy ul. Grunwaldzkiej 6/11 trwa przyjęcie noworoczne, a zaskoczeni mieszkańcy nigdy nie słyszeli o żadnej Anieli Grodzickiej. Wkurzony aspirant Garlicki wzywa Olczaka na ponowne przesłuchanie. Problem w tym, że cela, w której zamknięto zatrzymanego stoi pusta....
Powieść składa się z 48 krótkich rozdziałów. Każdy z nich rozpoczyna się informacją o dacie, godzinie i miejscu akcji. Dzięki temu czytelnik czuje, jakby oglądał jakiś serial policyjny. Trzecioosobowa narracja pozwala poznać jedną opowieść z rożnych perspektyw. Można jednak uznać, że głównym bohaterem powieści jest aspirant Mateusz Garlicki. Młody, ambitny stróż prawa dzięki swej determinacji i ciężkiej pracy szybko awansował w policyjnej hierarchii. Garlicki budzi sympatię odbiorcy. Podświadomie czujemy, że to typ dobrego gliny, dlatego też bezwiednie angażujemy się w prowadzone śledztwo. Razem z aspirantem chcemy rozwikłać zagadkę, bo przecież sprawiedliwości musi stać się zadość. Język powieści jest bardzo naturalistyczny. Kiedy trzeba policjanci klną siarczyście i obrzucają się wyzwiskami. Opowieść wciąga od pierwszej strony i całkowicie pochłania uwagę czytelnika. Thriller czyta się błyskawicznie. W zasadzie jest to powieść na jeden wieczór. Zresztą nie wierzę, że ktokolwiek będzie w stanie odłożyć książkę zanim dobrnie do końca.
Zakończenie powieści jest całkowicie nieprzewidywalne i zwala z nóg! Mogłabym przyczepić się do paru kwestii przy końcu. Mogłabym... ale tego nie zrobię, bo inaczej musiałabym wam zdradzić finał, a takich rzeczy nie robi się z czystej przyzwoitości.
Na skrzydełku okładki znajduje się hasło reklamowe informujące, ze Janusz Koryl to taki nasz polski Stephen King. Bzdura! King mógłby uczyć od Pana Janusza jak pisać dobre książki, w których narrator nie przynudza, króluje wartka akcja, a niebanalni bohaterowie cały czas czymś zaskakują. Ponieważ, drodzy czytelnicy, „Urojenie” jest idealnym przykładem na thriller doskonały. Polecam!