Kuba razem ze znajomymi spędza wymianę studencką w gorącej Hiszpanii. To tam poznaje Arabkę, piękną Nawal, która okazuje się miłością jego życia. Spełnione marzenia Kuby szybko stają się jednak największym koszmarem. Ukochana ginie z rąk zradykalizowanych muzułmanów, a Monika, dziewczyna jego przyjaciela, zostaje uprowadzona. Rozpoczyna się walka o jej życie. Tymczasem napięcie w Europie sięga zenitu. Islamiści nie cofną się przed niczym, by zaprowadzić bezwzględne prawo szariatu. Bohaterowie jeszcze nie wiedzą, że żeby dokonać zemsty, będą musieli wkroczyć w sam środek religijnej wojny.
Do niedawna zakładałam, że przestraszyć mogą głównie horrory. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Tymczasem pierwszy tom serii „Radykalni” sprawił, że jeszcze nigdy nie czułam się tak przerażona po przeczytaniu jakiejś książki. Wszystko przez świadomość, że choć przedstawione w powieści wydarzenia są fikcją literacką, to jednak mają dużą szansę się spełnić, i to w niedalekiej przyszłości.
W książce Przemysława Piotrowskiego przenosimy się do 2023 roku. Stosunki między Europą, powiedzmy, „chrześcijańską” a powiększającą się z dnia na dzień grupą muzułmańskich emigrantów przypominają wielką bombę zegarową. Tylko kwestia czasu, aż pozorna zgodność legnie w gruzach. Świat przedstawiony jest niezwykle dopracowany i tym samym realistyczny. Political fiction nie należy do gatunków, po które sięgam zbyt często, dlatego nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. Tymczasem powieść pochłonęła mnie, zmiażdżyła, podeptała. Do teraz próbuję się otrząsnąć.
Początek nie przygotował mnie na to, co wydarzyło się później. Autor sprytnie zaczyna od atmosfery istnej sielanki; skupiamy się przede wszystkim na Kubie, który jest szaleńczo zakochany w swojej dziewczynie i planuje z nią wspólną przyszłość. Styl był nieco kulawy przez kilkanaście pierwszych stron, a dialogi wydawały mi się nieco sztuczne, jednak później to wrażenie zupełnie zanikło. Podobnie jak uczucie spokoju i stabilizacji. Akcja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy Nawal pada ofiarą tzw. zabójstwa honorowego. Właśnie w tym miejscu rozpoczyna się dramat – Kubie, a zarazem i nam, czytelnikom, klapki spadają z oczu, bo na jaw wychodzi straszna prawda: w Europie wcale nie jest już bezpiecznie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem przygotowania pisarza do stworzenia tej książki. Nie tylko uwzględnił wszelkie religijno-polityczne niuanse, ale postarał się też odtworzyć konkretne miejsca i realia, bo przecież wydarzenia rozgrywają się zaledwie kilka lat później od tego, co przeżywamy obecnie. Tło jest niezwykle szczegółowe; prawdę powiedziawszy, ta książka dostarczyła mi dużo więcej wiedzy o islamie, niż kiedykolwiek zrobiły to polskie media. Bo problem nie leży w całej religii, nie trzeba jej tak demonizować. Schody zaczynają się wtedy, kiedy wiara spotyka się z wynaturzeniem i okrucieństwem. To nie rasizm, to nie krytyka – tylko surowa ocena faktów, z którą zderzenie pozostawiło mnie praktycznie bez słowa.
Podoba mi się, że Przemysław Piotrowski darował sobie tabu, nie próbował ułagodzić obrazu rzeczywistości, którą stworzył; zamiast tego czytelnik musi się zmierzyć z brutalną prostotą, która go nie oszczędza, tylko wprowadza do świata, gdzie ludzie są mordowani w imię Boga. Uczucia towarzyszące przy czytaniu to coś, o czym prędko nie zapomnę. Akcja jest prowadzona bardzo rozsądnie, bez pominięcia detali, dzięki którym historia jest pełna. Budowane stopniowo napięcie osiąga krytyczny poziom w punkcie kulminacyjnym, czyli w miejscu, gdzie ani przez chwilę nie byłam w stanie oderwać wzroku od tekstu. Autentycznie bałam się tego, co będzie, czy Kuba, Michał i Krzysiek zdołają wyjść z samego środka religijnego huraganu. Co najlepsze, kiedy emocje rzeczywiście sięgnęły zenitu, autor nie zwalnia, tylko podtrzymuje naszą uwagę, zapewnia, że to jeszcze nie koniec, że najgorsze nadal czeka. Tym samym zakończenie zapowiada rewelacyjny i równie przerażający ciąg dalszy.
Kreacja postaci – bez zarzutu. Najbardziej podobały mi się obietnice tego, kim ci ludzie kiedyś się staną, o czym informacji dostarczały przeplatane rozdziały z różnej perspektywy. Sama konstrukcja fabuły też nie pozostawia za wiele do życzenia. Linia fabularna sama w sobie jest raczej mało skomplikowana, ale mnogość wątków pobocznych i trwająca cały czas rozbudowa świata przedstawionego nie pozwalają na nudę, przez co książka wydaje mi się niezwykle bogata i obfita w wydarzenia. Początkowa toporność stylu szybko zmieniła się w język prosty, a jednocześnie płynny i obrazowy.
„Radykalni. Terror” to książka, o której nie da się zbyt szybko zapomnieć. To zapowiedź koszmaru, o którym być może wielu z nas śni już teraz, a który kiedyś może przekroczyć cienką granicę między jawą a snem. Osobiście nie mogę się doczekać drugiego tomu, ponieważ czuję, że ta seria odbije się jeszcze głośnym echem w polskiej literaturze (i nie tylko!).