Gdybyście stanęli przed lustrem, takim, które prócz ciała ukazuje także wnętrze - myśli, emocje, uczucia - czy bylibyście zachwyceni widokiem? Czy nie wzbudziłby waszego niesmaku, może rozczarowania?
Magda, bohaterka "Kroku trzeciego" Bartosza Szczygielskiego byłaby nieco zaskoczona, gdyby jej lustro przestało zwodzić i zniekształcać rzeczywistość. Pozornie spokojna, posłuszna żona, terapeutka panująca nad emocjami pacjentów, nieco mniej nad swoimi, jedynie drobinkami wspomnień, fleszami fizycznych odczuć wpuszcza nas w wewnętrzny świat swojego małżeństwa. Poprzez spokojny, uładzony świat wyziera strach, niepewność, a wspomnienie niedawnej nocy przyprawia nas niemalże o fizyczny ból.
Dobra żona, uparta terapeutka, nie pozostawi faktu zniknięcia męża bez reakcji. Bez względu na to, jakim człowiekiem jawi się on w momentach gdy umysł pokonuje zaniki pamięci spowodowane niedawnym wypadkiem, nie można rozłożyć rąk w bezradnym chaosie. Tym bardziej, że pojawia się Nina, piękna, arogancka w swej pewności siebie, przebojowa. I to ona będzie odtąd popychała Magdę do działania, do podejmowania ryzykownych decyzji, do stawiania kropek a nawet wykrzykników.
Bartosz Szczygielski zaryzykował pewną pozycję świetnego twórcy kryminałów na rzecz eksperymentu z thrillerem, w którym nie brak wątków psychologicznych. I trzeba przyznać, że ów eksperyment okazał się bardzo udany. Nie pozbawiając bohaterów szelmostwa typowego dla kpiarskiej natury samego autora, jak i kreowanych przez niego wcześniej postaci, potrafi zajrzeć też w subtelne rejony ludzkich dusz. Przeplatanka dowcipnych, życiowych, pozbawionych zahamowań dialogów i mocno wpływających na nasze emocje refleksji o przyczynowo-skutkowym postępie akcji, daje nam książkę pozornie lekką, lecz na długo pozostawiającą pytania o nas samych, o słuszność naszych decyzji i wyborów oraz o granice, po przekroczeniu których nic nie jest już takie samo.
Prawda, jaką przygotował dla nas finał "Kroku trzeciego" jest daleka od przewidywań. Owszem, pewne kroki stawiane przez bohaterkę, pewne sytuacje prowadzące do rozproszenia akcji nie są zaskakujące, nie wprawiają czytelnika w poczucie całkowitego oszołomienia. Ale nawet jeśli dane jest nam łagodnie przejść przez życiowe zakręty, które nagle pojawiły się na spokojnej drodze Magdy, to jej finalny krok trzeci całkowicie wybija nas z przekonania, że czegokolwiek mogliśmy być pewni. A kpiarskie poczucie humoru powoduje, że na zawsze zapamiętamy ortalionowy dres, rozwrzeszczanego dzieciaka i pewną sieć sklepów - bynajmniej nie dlatego, że wybiły nas z rytmu, lecz dlatego, że tak w życiu jest - warczymy, ironizujemy, drżymy z emocji i umieramy z rozpaczy. Na przemian.
Autor nie byłby sobą, gdyby i tutaj nie polała się krew a plastyczne opisy brutalności nie spowodowały grymasu lub drżenia rąk. Ale mają one właściwy czas i miejsce. Podobnie jak obrona miłości, jak kobiecy punkt widzenia zadziwiająco trafny w tym niewątpliwie męskim stylu pisania. To jedna w wyczekiwanych przeze mnie premier początku roku. Oby inne okazały się równie ciekawe, angażujące i emocjonalne. Polecam z całego serca.
Pani_Ka Czyta
dziękuję Wydawnictwu W.A.B. za przedpremierowe egzemplarze książki