Spolszczenia nie są liczne w naszej literaturze, i sądząc po ich częstotliwości występowania, raczej do prostych zadań nie należą: delikatna równowaga między własną interpretacją a odniesieniem do pierwowzoru łatwo może lec w gruzach przesady. Pierwsze spolszczenie, jakie przychodzi mi na myśl to „Serce ciemności” Jacka Dukaja – wynik wieloletnich poszukiwań odpowiedniej formy i dwuletniej pracy nad oryginalnym tekstem Josepha Conrada, w którym autor spolszczenia wyłania i obnaża odcienie mroków umysłu z finezją właściwą dla pisarza z pogranicza science fiction i fantasy.
W przypadku „Księgi Drogi i Dobra” sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Ursula Le Guin zdecydowała się na własną interpretację, w dodatku na podstawie prawie dziesięciu przekładów, które opierały się na wielokrotnych chińskich transkrypcjach, z zamiarem stworzenia wersji przystępnej
"czytelnikom współczesnym, niewyrafinowanym [...], którzy nie szukają ezoterycznych tajemnic."
Do znaczeń znalezionych między wierszami i między przekładami, dodała własne przemyślenia, które ustroiła rymami - zamiar ambitny i ciekawy, często wyjaśniany w przypisach. Jeżeli do tego wszystkiego dołożymy wersję dwojga spolszczaczy (jak sami się nazwali), którzy czasami pogłębiali intencje autorki, czasami je mocno indywidualizowali – dostajemy mało spójny efekt, za to mocno przesadzony w interpretacji. Spolszczenie zangielszczenia dotyczącego głębi chińskiej filozofii wydaje się być dużym skrótem, przez który zagadnienie może stracić na wartości. Akurat w tym przypadku przekład zamiast spolszczenia, nawet z czysto technicznej strony, wydaje się bardziej właściwy. Na szczęście postanowiono podarować nam oba warianty: angielską interpretację Ursuli Le Guin i polską w wykonaniu tandemu: Justyna Bargielska i Jerzy Jarniewicz.
Wersja Ursuli Le Guin jest pełna zachwytu, szacunku i... uległości. Tekst polski to współczesne, wręcz młodzieżowe wariacje na temat nauki o słusznej drodze i mądrości (spolszczenie zawsze powinno uwzględniać czas, w którym ma się pojawić – autorzy jednak zdecydowali w tym „czasie” skierować się głównie ku młodemu odbiorcy, co oczywiście jest ich indywidualnym wyborem). Nie rozstrzygając które podejście jest słuszne, na ile bliskie oryginałowi, trzeba przyznać, że oprócz silnego uwspółcześnienia uwspółcześnionej już wersji Ursuli Le Guin, polska wersja nie wnosi własnego spojrzenia, jedynie zmienia tekst w sposób mało spójny z pierwowzorem. Pomimo, że autorzy zaznaczają, że w tym szczególnym przypadku
„różnica między twórczością przekładową a dziełem autorskim nieuchronnie wyparowuje”
, zapominają, że dzieło powinno jednak być spójne i jasno wyrażać zaplanowaną formę i ideę. Jeżeli autorzy spolszczenia zdecydowali się skierować skrajnie w stronę młodzieżowego slangu, powinni być konsekwentni. Dokładne tłumaczenie fragmentu:
By stillness the woman, Kobieta panuje nad mężczyzną,
may always dominate the man, kiedy jest nieruchoma,
lying qiet underneath him. leżąc spokojnie pod nim.
jest technicznie poprawne, ale jednocześnie jest tak głębokim anachronizmem niespójnym z przyjętym przez tłumaczy kierunkiem, że „kumate ziomki” mimo wszystko niewiele mogą„kminić”, jeżeli chodzi o filozoficzne przesłanie. W efekcie polski tekst jest mieszaniną młodzieżowych zwrotów i mocno stonowanej wersji Ursuli Le Giun - czyli ani jednym ani drugim. Dlatego efekt końcowy jest wręcz niestrawny dla miłośników Tao, dla postronnych przesłanie jest mało czytelne, a dla młodych odbiorców wszystkie „giwery”, „dinksy” czy „czilery bez dygu” zapewne są zabawne, ale na ile zobaczą oni w tym Tao – trudno zgadnąć.
Dużym atutem tego wydania, i odwagą moralną (bo wiadomo: zaraz będzie „sto tysięcy” konsultantów), było wspomniane już zamieszczenie oryginalnego tekstu angielskojęzycznej autorki. Dzięki temu spora liczba czytelników może z łatwością dołączyć do grona spolszczaczy, krytyków trafności polskiej wersji, bądź pasjonatów uwspółcześniania tekstu. (Na marginesie: „sto tysięcy” zamiast „dziesięciu tysięcy”, to bardzo udany termin i tu polskim autorom należy się uznanie).
W podsumowaniu podam fragment z wersji angielskiej:
"When you do not-doing
nothing’s out of order."
Zaprawdę złota myśl. I głęboka.
Tak bardzo, że popularny Kubuś Puchatek szybko by ją “odgłębił”:
Jeżeli nic nie robisz
nic nie zepsujesz.
Tylko kto wtedy będzie narzekał, że coś zepsułeś?
Prawda?