Wydana w serii Artefakty wydawnictwa MAG Pawana Keitha Robertsa na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasuje do serii, w której dominują książki reprezentujące klasykę literatury SF. Tym niemniej wyjątkowo pojawiają się w niej również książki fantasy (jak choćby wydana ostatnio powieść Czekanie na smoka Johna M. Forda) lub utwory trudne do jednoznacznego zaszufladkowania. Tak też jest w tym przypadku. Pawana napisana jest jak powieść historyczna, która opiera się na historii alternatywnej zawiera elementy science fiction (wielość wszechświatów i światy alternatywne?) i fantasy, które przewijają się w tle i są łącznikiem poszczególnych opowieści i wątków. Roberts zdecydował się też na dość szczególną konstrukcję całej fabuły, która składa się z serii opowiadań/rozdziałów, układających się wzdłuż wspólnej osi czasu i luźno zespojonych tłem, postaciami i magią, która zdaje się pojawiać i znikać we mgle łączącej angielskie wrzosowiska z międzywymiarowym wszechświatem dawnych bóstw. Rozdziały przedstawione są metaforycznie jako kolejne takty/kroki szesnastowiecznego tańca, tytułowej pawany; powolnie powtarzające się figury/sceny, w których ludzie odgrywają swoje sformalizowane role, postępujące i powracające echem w kolejnych układach pawany i powieściowych pokoleniach. To właśnie ta głębsza warstwa znaczeniowa zastępuje w tej powieści typową fabułę, chociaż można też książkę potraktować jako kilkupokoleniową sagę o ludziach z Durnovarii (tak zdaje się rzymianie nazywali angielskie miasto Dorchester) żyjących w świecie, w którym skuteczny zamach na królową Elżbietę I stał się punktem zwrotnym prowadzącej do światowej dominacji kościoła katolickiego i wymuszonej stagnacji technologicznej, utrzymywanej przez religijny fanatyzm, masowe mordy, wojny religijne, tortury inkwizycji, cenzurę, mieszanie się do polityki, szantaże, walkę z nauką i wszelkie inne atrakcje, które doskonale znamy ze światłego dorobku kościoła katolickiego w naszej wersji historii. Być może taka totalna dominacja papiestwa rzymskiego wydaje się komuś nieprawdopodobna, ale autor doskonale ekstrapolował ją ze zjawisk i procesów, które doskonale znamy nie tylko z historii ale także z naszej obecnej rzeczywistości. Wykreowany przez Robertsa świat jest dzięki temu spójny i wiarygodny a drobiazgowość jego opisu zalewa czytelnika potopem szczegółów, w którym ewentualne wątpliwości toną bez pozostawiania śladów. Wydarzenia toczą się swoimi torami (w przenośni i dosłownie) powoli i dostojnie. W większości składowych historii nie ma przez to miejsca na szybką akcję i sensacyjną fabułę, ale autor i tak potrafi zaskoczyć autentycznym dramatyzmem wydarzeń. Nieco gorzej wypadają na tym tle dwa fragmenty dołożone przez autora do pierwotnej wersji Pawany w późniejszych latach: Biała łódź i, pełniąca funkcję zakończenia, Koda. Pierwszy z nich wyróżnia się smętnym i nużącym nastrojem a drugi w moim przekonaniu nie pasuje koncepcyjnie do całości ani stylem, ani tym bardziej niespodzianką fabularną, mającą nie wiedzieć po co zmienić czytelniczą percepcję opisanych wydarzeń.
Książka ta czekała na wydanie w Polsce przez wiele lat, pomimo że redakcja MAGa od dawna planowała udostępnienie jej polskim czytelnikom. Udało się dopiero w 2022 roku i chociaż wątpię, by powieść ta zyskała popularność, to mnie spodobała się przez niespotykaną w literaturze fantastycznej realistyczność i konsekwencję wizji przedstawionego świata, duszącego się w zamordystycznym papieskim kagańcu. Nieszablonowa literatura fantasy jest wspaniałą odskocznią od powieściowych światów, w których magia i miecz od lat miotają się w kółko bez wyraźnego sensu po nieodłącznych mapach. Jeśli ktoś je lubi lub szuka wyłącznie rozrywki, zapewne rozczaruje się Pawaną. A to naprawdę niezwykła książka.