"Samotna wieża kościelna i nieliczne fundamenty świadczące o wcześniejszym życiu w tym miejscu. I bzy, ocean bzów, niemy świadek dramatycznej historii, która kilkadziesiąt lat temu rozegrała się w Małdze."
Małga (inaczej Ruda) to wieś, która rzeczywiście istniała na mapie Polski. Istniała, bo dziś zostały po niej zgliszcza ukryte w gęstych zaroślach.
To tu zaczęła się historia mająca miejsce na kartach powieści Małgorzaty Manelskiej "Tam, gdzie bzy sięgają nieba", która mnie oczarowała w każdy możliwy sposób.
Jestem pod wrażeniem tego jak czasy współczesne mieszają się tu z przeszłością, z wydarzeniami, które rzeczywiście miały miejsce. Niby dwa odrębne światy, a każdy z nich stanowi dopełnienie dla drugiego. Czytamy tu o trudnym powrocie Kaliny do Polski, jej zmaganiach ze zorganizowaniem sobie domu, którego nie mogła stworzyć poza granicami kraju. Przykre wydarzenia, które stały się jej udziałem odcisnęły na kobiecie piętno utrudniające normalne funkcjonowanie.
"Życie płyniecie tak szybko, że często mamy problem, żeby utrzymać je w ryzach. Trzeba pamiętać też o tym, że nic w naszym istnieniu nie jest takie samo, nie ma powtarzalności, przewidywania, planowania."
Największym sprzymierzeńcem Kaliny jest jej dziadek, staruszek, który nie raz ratuje ją z opresji. Jednak, mężczyzna zdaje się mieć też własne demony, tajemnice, które do tej pory głęboko ukryte, u schyłku życia bohatera domagają się ujścia.
Jaką historię skrywa senior rodu i jaki to ma związek z nieistniejąca już wsią?
Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla Janiny, wiekowej letniczki, która przyjechała na Mazury w poszukiwaniu własnych korzeni?
"Mieć dziewięćdziesiąt lat to tak, jakby być takim potężnym drzewem, które jest odporne na złą pogodę i nie tak łatwo jest je przewrócić. Takie drzewo ma grubą korę i jest bardzo twarde, zahartowane, ale trzeba pamiętać, że niektóre jego gałęzie są kruche, podatne na wiatr i deszcz (...)"
Powieść Małgorzaty Manelskiej uczy patrzenie na ludzi starszych w inny sposób, zrozumienia, że to osoby, za którymi kryją się rozmaite historie, często skrzętnie ukrywane z powodu niezrozumiałego strachu. Oni także mieli kiedyś swoje życie, w którym nie brakowało kłopotów i zmartwień, a może nawet było ich wtedy więcej, bo w czasach ich młodości rozegrały się dramatyczne dziejowe wydarzenia.
"Nad nimi zaś świeciło milion gwiazd, prawdopodobnie tych samych, co sześćdziesiąt pięć lat temu i wcześniej. Niemych świadków ich smutnej historii, której już nic nie zdoła odwrócić i naprawić. "
Nie sposób nie dostrzec analogii ówczesnych wydarzeń do tego, co się dzieje dziś. I choć obecnie wojska rosyjskie dopuszczają się haniebnych czynów na Ukrainie i nie dotyczy nas to bezpośrednio, to strach wciąż jest ten sam. Skąd mamy mieć pewność jak daleko posunie się oprawca?
Jaką mamy gwarancję, że miejsca w których mieszkamy nagle nie znikną i nie zostaną po nich wyłącznie wspomnienia głęboko ukryte w naszych sercach?
"Tam, gdzie sięgają bzy" Małgorzaty Manelskiej to wspaniała powieść, którą koniecznie musicie przeczytać.
Moja ocena to 9/10.