"Nie ma żadnej uniwersalnej recepty na radość i wszystkie stronice tandetnych magazynów lub książek prezentujące durnowate reguły, zasady czy wskazówki o tym, "co zrobić, żeby być szczęśliwym" nadają się co najwyżej do użytku w wychodku".
Zespół "Akurat" zawrócił mi kiedyś w głowie świetną piosenką pt. "Fantasmagorie". Słuchałam tego utworu aż do znudzenia, a następnie całkowicie o nim zapomniałam. Do czasu, aż w moje ręce trafiła książka Julii Miłosz o takim samym tytule. Co więcej, słowa z piosenki, które brzmią: "Takie właśnie są zamyślenia, chwile pragnienia, jasne horyzonty na cienkiej linii losu, na pewno tak, na pewno jest to sposób", idealnie komponują się z treścią tego dzieła. Odświeżyłam więc sobie tenże kawałek oraz dowiedziałam się, czym dla niektórych mogą być fantasmagorie.
Debiut Julii Miłosz to historia o wierze, o sensie i o życiu, oparta na faktach, jak mniemam w dużej części historia samej autorki. Książka porusza takie tematy jak budowanie trwałych relacji, samotność, rozstania i poszukiwanie własnego szczęścia. Historia o młodych ludziach, którzy w XXI wieku muszą odnaleźć samych siebie.
"Fantasmagorie" to swoisty zbiór różnych form literackich pod postacią pamiętnika, listów czy też wynurzeń filozoficznych i egzystencjalnych, które łączą się w jedną, zamkniętą całość. Autorka na łamach tych zapisków porusza mnóstwo obszarów, które dotyczą w zasadzie każdego z nas. W historii głównej bohaterki oraz postaci drugoplanowych, odkrywa przed czytelnikiem choroby trawiące życie współczesnych, młodych ludzi. Mogę w zasadzie zaryzykować stwierdzenie, że na łamach tego dzieła każdy odnajdzie cząstkę siebie, zarówno w historii Marcina, Asi czy też Łukasza. Autorka nie boi się stawiać odpowiedniej diagnozy, nazywa rzeczy po imieniu, pokazuje w pełni nad jakimi wyzwaniami muszą pochylić się ludzie wkraczający w dorosłość – ciężkie decyzje, nietrafione wybory, wyjazdy za granicę, wybieranie mniejszego zła. "Fantasmagorie" to według mnie trafna i prawdziwa analiza tego, czym obecnie się żyje – bez upiększania, bez koloryzowania, to życie takim jakie jest, po prostu.
Wszyscy wiemy, że nasza codzienność nie jest usłana różami. Jak jednak stara się w swojej prozie przekazać Julia Miłosz, wszystko co nas spotyka, jest po coś, nic bowiem nie dzieje się bez przyczyny. Autorka ukazując perypetie bohaterów, ich idiotyczne wybory i nietrafione ścieżki, zdaje się właśnie potwierdzać powyższą tezę. Na łamach wielu stron tego dzieła często odnajdywałam bowiem zdania, swoiste złote myśli, które z wielką radością inspirowały mnie do dalszych refleksji na temat sensu życia i tego, dokąd zmierzamy. Lekki styl, pierwszoosobowa narracja i prosty język pozwoliły mi bardzo szybko przeczytać tę książkę, czerpiąc z niej pełnymi garściami.
Fantasmagorie to jak pokazuje encyklopedyczna definicja – urojenie, złudzenie i iluzja. Jak pokazuje jednak Julia Miłosz – to od nas zależy, co w naszym życiu będzie złudzeniem, a co rzeczywistością. Czy będziemy karmić się iluzją, czy jednak złapiemy życie za rogi, by walczyć o swoje szczęście pomimo tego, że czeka na nas wiele trudnych chwil? Książka będąca świetnym przykładem dobrej polskiej prozy. Polecam.