Są takie opowieści, którą muszą się zakończyć, po prostu. Zakończyć dobrze, źle, z niewiadomą względem przyszłości, ale muszą... Taką opowieścią jest znakomita seria science fiction pt. „Frontlines”, opowiadająca o walce ludzkości z obcą rasą, która z niewiadomych pobudek pragnie unicestwienia wszystkich i wszystkiego, co ma związek z Ziemią. I oto nadszedł właśnie czas na odsłonę ostatniego aktu tej wojennej i kosmicznej epopei - premierę książki „Środek ciężkości”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów. To koniec, piękny koniec...
Major Andrew Grayson wraz z załogą OWPA „Waszyngton” trafił do kosmicznego układu oddalonego o blisko milion lat świetlnych od Ziemi - do przestrzeni kontrolowanej bezsprzecznie przez obcych, zwanych potocznie Dryblasami. Priorytetem jest zdobycie wody i jedzenia, by dopiero potem móc zacząć myśleć o szansie na powrót do domu. Andrew Grayson uda się zatem na eksplorację jednego z księżyców pobliskiej planety, celem odnalezienia czegokolwiek nadającego się do jedzenia dla ludzi, ale też i zbadania tego miejsca, które wydaje się być szczególne ważnym dla Dryblasów. Tam też wydarzy się coś, co zmieni w jego życiu wiele, bardzo wiele...
Sięgając po tę powieść i wiedząc to, że stanowi ona sobą zamknięcie całej serii, zastanawiałam się nad tym, w jaką stroną podąży jej autor - Marko Kloos. Dziś już wiem, że wybrał on możliwie najlepszy i zarazem najbardziej odpowiadający tej rozpisanej na osiem tomów historii, finał. To zakończenie w dokładnie takim stylu i takim klimacie, jaki charakteryzował każdą z tych książek - epickie, widowiskowe, ale zarazem niezwykle realistyczne, gdzie w codzienności wojny ludzi z przerażającymi obcymi nic nie może być prostym, oczywistym i szczęśliwym, tak do końca szczęśliwym...
Fabułę powieści wypełniają losy Andrew Graysona, który za sprawą pierwszoosobowej narracji przedstawia nam wydarzenia rozgrywające się na pokładzie OWPA „Waszyngton”, na powierzchni jednego z księżyców, jak i jeszcze w kilku innych miejscach. To zarówno sceny walki na wielką skalę, jak i dramatyczne chwile odnajdywania się w najprawdziwszym piekle, jakim stał się ten budzący grozę swoją ciemnością i obcością, odległy kosmiczny układ. Początek jest spokojny, ale z każdą kolejną stroną akcja nabiera rozpędu i kolorytu, by co chwilę nas ekscytować, zaskakiwać, a nawet i wzruszać do łez. Jednocześnie jest to jedna z najmroczniejszych odsłon tej serii.
Tak naprawdę mamy tu wszystko to, co zachwycało nas przez ostatnie lata podczas pasjonowania się tą serią - wyniszczającą i jakże realistycznie ukazaną walkę kosmicznych okrętów...; zmagania na powierzchni obcych światów, gdzie oprócz samych starć jest równie pasjonująca eksploracja nieznanego...; jak i wreszcie osobiste losy głównego bohatera, który przez tych naście lat wojny stał się nie tylko weteranem, ale też i człowiekiem tak naprawdę na granicy wytrzymałości, podobnie jak i wiele innych osób na OWPA „Waszyngton”. Bo też kolejny raz potwierdza się piękna prawda o tej całej niniejszej serii, że przedstawia nam ona kosmiczną wojnę światów nie jako fajną i iście filmową przygodę, ale jako najprawdziwszy koszmar, którego nie da się ogarnąć w jakikolwiek racjonalny sposób. Marko Kloos uchwycił tu doskonale szaleństwo i tak naprawdę tragizm wojny dwóch nierozumiejących się gatunków istot, która nigdy nie zakończy się podpisaniem pokoju... Zapewne pojawią się głosy względem tego, czy właśnie tak powinna zakończyć się ta powieściowa seria. Jedni uznają ten finał za satysfakcjonujący, inni za rozczarowujący, a jeszcze niektórzy powiedzą, że właśnie tak musiał on wyglądać. I jak już wspominałam na wstępie recenzji, ja jestem w tej trzeciej grupie krytyków, gdyż w mej ocenie w historii tej zostało opowiedziane już wszystko, zaś „jutro” w życiu bohaterów książki musi wydarzyć się takim, jakim wydarzyć się może każdy kolejny dzień z naszego życia - być może będzie on pięknym, być może gorzkim, a być może jeszcze zupełnie innym, nieznanym. To również finał, który łączy się pięknie z pacyfistyczną wymową tej serii, że na wojnie nie ma nigdy zwycięzców, a są jedynie mniej lub bardziej przegrani.
Mieliśmy szczęście - my, miłośnicy dobrego science w naszym kraju. Mieliśmy szczęście, że Fabryka Słów zdecydowała sie wydać do końca tę świetną serię. Mieliśmy szczęście, że jej przekładem zajął się Piotr Kucharski, który „czuje” twórczość Marko Kloosa znakomicie. Wreszcie mieliśmy szczęście cieszyć się absolutnie porywającą, mocną, znakomitą literaturą z najwyższej półki, w której mogliśmy odnaleźć emocje, przygodę, akcję oraz jedno z najlepszych ujęć kosmicznej wojny ludzkości z obcą rasą w całej literaturze. I oczywiście szkoda, że to już koniec, ale jednocześnie mamy tę piękną satysfakcję, że mogliśmy towarzyszyć Andrew Graysonowi przez te wszystkie lata w jego niezwykłych losach, o których z pewnością nigdy nie zapomnimy.
„Frontlines” to jedna z najlepszych serii science fiction jaką poznałam w swoim życiu. Polecam.
Ku gwiazdom – i piekłu. Rzucony dziewięćset lat świetlnych od Ziemi, Major Andrew Grayson i załoga OWPA "Waszyngton" muszą zmierzyć się z niewyobrażalnym: kończące się zapasy, obcy świat pełen tajem...
Ku gwiazdom – i piekłu. Rzucony dziewięćset lat świetlnych od Ziemi, Major Andrew Grayson i załoga OWPA "Waszyngton" muszą zmierzyć się z niewyobrażalnym: kończące się zapasy, obcy świat pełen tajem...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @Uleczka448
Literackie fantasy, który porywa od pierwszych chwil lektury!
„SMOCZA ŻONA” - pod tym tytułem kryje się najnowsza, trzecia już odsłona cyklu fantasy Uli Gudel „Dziewczyna bez imienia”. Cyklu, przedstawiającego niezwykłe losy trojg...
„FIFTY-FIFTY” - pod tym tytułem kryje się najnowsza, trzydziesta już część znakomitej, komiksowej serii „Jeremiah”. I tym samym kolejny już raz mamy przyjemność spotkać ...