„O dziewczynce, która chciała ocalić książki”
Czasem żałuję, że tak rzadko to się zdarza... Ale są takie książki, po których się tego nie spodziewam, a w których odnajduję cząstkę siebie. Czuję, jakbym to była ja – tam, pomiędzy i na stronach powieści. Że to o mnie, o mojej duszy, pragnieniach, czy byciu. Tak, jak tu, w „Dziewczynce, która chciała ocalić książki”, po jaką sięgnęłam z racji tak wielbionej przeze mnie Lisy Aisato (ilustratorki).
Otwieram ją, wącham, powoli kartkuję, by nic mi nie umknęło, bym nic nie przeoczyła, a gdy już oswoję się z nią, a ona wdzięcznie wtopi się w moje dłonie, zaczynam czytać.
To o mnie, pomyślałam zanurzona w historii … w magii …
Czytam...
I czytam...
I czytam i nie ma mnie we mnie. Jestem między stronami, rysunkami i boję się swoich 10 urodzin za kilka dni i boję się starości i boję się tego zegara i jego pędzących ciągle wskazówek i mijania. Boję się ulotności czasu... Dlatego uciekam w czytanie, w powieści, w nich mam przyjaciół, nieco wrogów, ale w tych książkach jest lepiej, piękniej. W nich jest inaczej. W nich się zatracam i ja i moje obawy i strach. Czytam, ciągle. W dzień i w nocy pod kołdrą. Czytam, bo chcę, bo słowa przenoszą mnie gdzie indziej, a moja głowa żyje wyczytaną historią.
Czytam i jestem w innym świecie, innej przestrzeni. Czasem ten świat przeraża lub odstręcza, ale to książkowy świat i ma takie prawo. I tu jest chyba serce czytania – w tym sposobie na siebie, na bolączki, problemy, zagubienie. Na wyobcowanie. Książki, to one są receptą na życie, dlatego Ania chce uratować te, które już nie są czytane, a którym grozi zniszczenie. Nie chce dać im zginąć. Podobnie robię ja. Przygarniam je, adoptuję wręcz. One mnie wołają, szepczą do mnie, przyklejają się do mnie i są ze mną. Ratuję je, jak 10-letnia Ania. Rosną w stosach, wznoszą się w kolumnach po sam sufit. Pochłaniają coraz więcej powierzchni kosztem mojej przestrzeni. Łączą się, opowiadają swoje historie, podsuwają pod nos ilustracje, którymi się zachwycam.
To ja jestem Anią, dziewczynką, która chce ocalić wszystkie książki. Wszystkie...
Lisa Aisato namalowała tę powieść i mnie w niej z okularami na nosie. Zachwycam się obrazkami, dostrzegam detale, marzę, uśmiecham się, podziwiam. Muskam końcówkami palców.
Emocje... Wyostrzone zmysły.
Piękno to sztuka. Piękno to „(...) umiejętność przemówienia do różnych ludzi żyjących w różnych epokach...”* Tak to działa w przypadku tej książki. Powieści opowiadają nie nasze historie, które są jednak do naszych podobne, dlatego nas pasjonują i porywają.
Wierzę, zanurzona w książkach, że część mnie nigdy nie umrze. Bo, jak w „Dziewczynce...” może zadziałać magia i nawet, gdy ktoś odejdzie i ciała już nie ma, a ten ktoś był nam bliski i zostajemy z bólem i pustką tęsknoty w sobie, to... to może się zdarzyć, że... ja, już nieżywa ożyję w drzewie. Będę szczęściem. Nie będę się bała jutra, bo nie będę go znała.
Będę wieczna...
Jak babcia z książki uratowanej przez 10-letnią Anię.
* „Książę Modigliani” Angelo Longoni, wyd. Arkady
#agaKUSIczyta