Mariette Lindstein to autorka, którą bardzo polubiłam podczas czytania cyklu „Sekta ViaTerra”. Jej pióro dopracowane było w najmniejszych detalach, wzbudzając we mnie mnóstwo emocji. Ba, sama opowieść była potwornie wiarygodna. Ale nie ma się co dziwić, gdyż autorka naprawdę miała styczność z sektą. Dlatego też, gdy tylko zobaczyłam nową jej książkę, nie potrafiłam sobie odmówić. O jakim tytule mowa? „Biała krypta”. Przyznajcie, iż brzmi mrocznie. I tak też jest. Jest to kolejna powieść poświęcona manipulacji oraz zniewoleniu. I po raz kolejny mamy do czynienia z sektą. Zaciekawieni?
Dani, a właściwie Daniella, znika na kilka dni przed swoimi dwudziestoma trzecimi urodzinami. Początkowo wierzy się, że dziewczyna się odnajdzie, a jej zniknięcie podyktowane jest stresem związanym z egzaminami. Wierzy w to również jej siostra bliźniaczka – Alex (Alexandra). Ale z czasem nic się nie zmienia. Alex nie zamierza się poddać. Po uporaniu się z największą traumą, rozpoczyna własne śledztwo… i wtedy też zaczyna doświadczać czegoś nietypowego.
Przede wszystkim mamy dwie perspektywy – Alex oraz Dani. Jedna traktuje o poszukiwaniu siostry, a druga o przetrwaniu. Stąd też szybko dowiadujemy się, co się dzieje z Dani. Nawet powiedziałabym, że bardzo szybko. Ale to wcale nie sprawia, że książka staje się nudna. Wręcz odwrotnie. Przyznam się Wam do czegoś… Postanowiłam przeczytać tylko sam początek, by przekonać się, co mnie czeka, ale zrobienie sobie przerwy wcale nie było takie łatwe. Czytałam do późnych godzin nocnych.
Zapoznając się z historią bliźniaczek, bardzo poruszył mnie wątek ich rodziców, którzy zniknęli w dość osobliwy sposób. W opisie książki nie ma szczegółów na ten temat, więc ja również ich nie zdradzę. Jednak zniknięcie i jego następstwa owiane są taką mgiełką tajemnic i domysłów, że moja uwaga w pełni skupiła się na treści. Ostatni raz czułam takie przejęcie podczas czytania wspomnianego już cyklu. A gdy dowiedziałam się, co los zgotował porwanej Dan… przepadłam! Nie są to rzeczy, które chciałoby się doświadczać w prawdziwym życiu, jednak czytanie o nich to zupełnie inna sprawa. I choć to właśnie o niej chciałam czytać, większość uwagi poświęcona została Alex, która… trochę mnie irytowała. Tak samo jak pewien wątek, który traktuje o doświadczeniach jakby nie z tego świata, i w który pewnie mało osób uwierzy. I niestety to ów wątek odegrał dość znaczącą rolę – czyniąc książkę nieco naciąganą.
Nie sposób jednak odmówić książce tajemniczości. Poznając losy dwóch sióstr, często pojawiało się w mej głowie pytanie, czy są one bliżej siebie, niż mogą nawzajem przypuszczać. Wiele rzeczy na to wskazywało, ale czy to nie byłoby zbyt proste? A może jednak? Niepewność skłaniała do kolejnego i kolejnego rozdziału. Dałam się złapać, ale przecież o to chodzi, prawda? By nie móc się oderwać. Niestety w ty momencie często pojawiał się wspominany chwilę wcześniej element lekko nie z tego świata, który psuł mi zabawę. Czysta dedukcja musiała ustąpić pola potędze ludzkiego umysłu. To trochę tak, jakby Sherlock Holmes porozumiewał się z aniołami – nijak to do siebie nie pasuje.
Czas na moje ogólne wrażenia… nie było najlepiej. Dwie rzezy strasznie mnie irytowały. Coś, o czym wspomniałam przed sekundą i wątek erotyczny. No nie! Te dwie rzeczy psuły mi zabawę i robiły to szalenie skutecznie. Zwyczajnie nie pasowały do tej historii. To trochę tak, jak gdyby do występu przy fortepianie dorzucić popcorn i perkusję. O ile perkusja jeszcze się obroni, tak ten popcorn… Sami widzicie. To nie mogło się udać. Ale nie twierdzę, że nie da się tego przeskoczyć. Myślę, że wielu nawet nie zwróci na to większej uwagi – kwestia podejścia. Ale ja mam w głowie cykl o sekcie z Wyspy Mgieł, który podniósł poprzeczkę szalenie wysoko. „Biała krypta” z pewnością jej nie przeskoczyła.
Jeśli jednak nie mieliście styczności z tą autorką, możecie zacząć właśnie od tej pozycji. Od „Białej krypty”. Jest to całkiem zgrabna historia, która po mistrzowsku manipuluje czytelnikiem. Im bliżej końca byłam, tym więcej miałam pytań w głowie. Już sama nie wiedziałam, kto jest tym dobrym, a kto jest tym złym. Jedyne, czego byłam pewna, to ilości stron, która mi jeszcze pozostała.